Niemal dwadzieścia lat po „Pictures At Eleven” – pierwszym albumie Roberta Planta, nagranym po rozpadzie Led Zeppelin – ukazuje się nowa płyta wokalisty uważanego za jedną z najważniejszych osobistości w historii rocka. A solowe dokonania Planta to istna loteria: zdarzały się nagrania świetne (jak na debiutackim albumie), przeciętne (jak na „Walking Into Carksdale”), wreszcie takie, które należy potraktować jedynie jako ukłon w stronę najwierniejszych słuchaczy Led Zeppelin (taki charakter miało choćby „No Quarter” nagrane z gitarzystą Zeppelinów Jimmim Page’em). Tym razem mamy dobrą wiadomość dla wielbicieli Planta: „Dreamland” to płyta muzycznie rzetelna, dobrze zaśpiewana, z wyraźnymi odwołaniami do rhytm’n’bluesa i muzyki folk (wśród instrumentów słyszymy m.in. egzotyczną darabukę). Także dobór kompozycji jest tu szczególny: mamy choćby „One More Cup Of Coffee” Boba Dylana czy nieśmiertelne, znane z setek wykonań „Hey Joe”. Klasyk wybrał więc klasykę, ale w tym wieku i przy takich zasługach na sentymentalną nutę można sobie pozwolić. (mcz)
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe