Archiwum Polityki

Czarna skrzynka jest pomarańczowa

Zbliżająca się rocznica 11 września i nadchodząca fala powrotów z wakacji potęgują strach przed lataniem, tę masową przypadłość epoki masowych podróży. Siedząc w fotelu, gdzieś wysoko nad ziemią, nie masz nic do powiedzenia. Oddałeś życie w obce ręce.

Latamy rzadziej, niż słyszymy o katastrofach, bo ruch lotniczy jest przeogromny, a nasze osobiste rejsy zdarzają się średnio raz na rok. Ale boimy się bardzo i choć wiadomo, że samolot jest bezpieczniejszy od samochodu, nikt, kto wejdzie na pokład, nie chce w to uwierzyć.

Według wyliczeń Paula Russella, szefa inżynierów z zakładów Boeinga – żeby zginąć w katastrofie lotniczej, musiałby jako pasażer latać bez przerwy 26 tys. lat. Tak wynika z rachunku prawdopodobieństwa.

Ale ponieważ rocznie ginie nieco ponad tysiąc pasażerów (jeden na milion), przeto jak każdy pasażer boimy się przed startem i przed lądowaniem, a także w czasie lotu i – zdarza się – zaczynamy się bać na miesiąc przed rejsem i najchętniej udalibyśmy się w podróż pociągiem, okrętem, rowerem, czymkolwiek, byle nie samolotem.

Latającym cmentarzem był DC 10, bo robiono go na chybcika, żeby zdążyć przed Boeingiem 747. Dziś już nie spada, ponieważ usterki (zamek od drzwi do luku bagażowego) zostały usunięte. Ale ciągle wchodzi się na jego pokład bez entuzjazmu. Jeszcze gorszym latającym cmentarzem był Ił 62. Na 80 wyprodukowanych maszyn spadła co czwarta, co jest chyba rekordem świata. Nie lepszą opinią cieszą się Tupolewy. Najwięcej wypadków miała maszyna Tu 154, podobna do DC 10, bo też trójsilnikowa, tylko mniejsza. Jest to samolot prezydencki RP, do którego na żadnym lotnisku świata nie pasuje ani rękaw, ani paliwo, ani drążek holowniczy, ani schodki. Wszystko trzeba pożyczać od Uzbeków albo wozić ze sobą. Albo wynosić żonę premiera na rękach po trapie kapitańskim, który jest drabinką sznurową.

Ale największy blamaż to premierowy lot Tu 144 (typ Concorde’a) na pokazach 3 czerwca 1973 r. w Paryżu. Jak pisze historyk szpiegostwa Janusz Piekałkiewicz, nie ukradziono na czas projektu mechanizmów, które przesuwały paliwo w zbiornikach francusko-brytyjskiej konstrukcji przy ostrych, wyrafinowanych operacjach.

Polityka 34.2002 (2364) z dnia 24.08.2002; Społeczeństwo; s. 71
Reklama