Inkaskim złotem ukrytym na Sądecczyźnie zajmowało się już wiele osób. Po wojnie na łamach „Dziennika Polskiego” o skarbie indiańskich Synów Słońca rozpisywał się literat Jalu Kurek. Wszystkie tropy wiodły wówczas do oddalonego o 60 km od twierdzy Tropsztyn zamku w Niedzicy, w którym dwieście lat temu miała wraz z synem Antonio ukrywać się przed wrogami peruwiańska księżniczka. Tę historię, jak z latynoskiej kostiumowej telenoweli, rozpowszechniał i nadal szeroko rozpowszechnia góral spiski Franciszek Szydlak, niedzicki przewodnik i gawędziarz, którego ojciec służył u węgierskich hrabiów, ostatnich właścicieli warowni. Pan Franciszek w madziarskim stroju snuje więc co dzień przed tłumem zdumionych turystów opowieść o złocie i testamencie Inków, jak też o pewnym wicemarszałku Sejmu z czasów Gierka, potomku inkaskiego wodza Tupaca Amaru.
Bajaniom spiskiego górala przysłuchiwał się przed laty warszawski dziennikarz Aleksander Rowiński. – Postanowiłem sprawdzić wiarygodność opowieści pana Franciszka – wspomina. – Zacząłem śledzić fascynującą historię, której początek rozgrywać miał się w XVIII-wiecznym Peru.
Rezultaty prywatnego śledztwa Rowiński opisał w książce „Pod klątwą kapłanów”. Wydaną niedawno drugą edycję uzupełnił o nowy wątek. Skarbu Inków nie ma w Niedzicy – zapewnił. Jest pod zamkiem Tropsztyn w Wytrzyszczce.
Posiłkując się m.in. starymi dokumentami Rowiński stworzył przypowieść o inkaskim złocie i jego tropicielach. Sensacyjny, peruwiańsko-polski wątek szybko trafił do wyobraźni filmowców. W 2000 r. reżyser Krzysztof Lang na kanwie tej książki nakręcił paradokumentalny film o klątwie Inków.
Historia domniemanego skarbu
zaczyna się w Peru, do którego pod koniec XVIII w.