Wizyta głowy Kościoła, zwana wyraźnie pielgrzymką, może mieć znaczenie wyłącznie dla współwyznawców. Wszyscy inni, jak mogę się domyślać, traktują ten fakt w kategoriach osobliwego zdarzenia, które zaistniało zaledwie kilka razy w historii i nie ma wielkiej nadziei, że w przyszłości będzie się powtarzać. Przypuszczam jednak, że nawet dla ludzi najgłębiej obojętnych na chrześcijańskie przesłanie może być godnym zastanowienia, że religijny przywódca przyjeżdża tym razem kładąc akcent nie na sprawiedliwość, ale na jej przeciwieństwo – miłosierdzie.
Na biegunie przeciwnym do zawiłych teologicznych rozważań jest powiedzonko sfer przestępczych: „Nie ma zmiłuj”. Oznacza ono odrzucenie prośby o miłosierdzie ze strony kogoś, kto zaniechał obrony z pozycji sprawiedliwości. „Nie ma zmiłuj” – to znaczy, że ktoś prosi o zmiłowanie, a jeśli prosi, to oznacza, że nie podważa wyroku (który w domyśle przyjmuje za sprawiedliwy). „Nie ma zmiłuj” pada najczęściej przy egzekucji długów, o czym można się przekonać oglądając filmy o przestępcach.
Długi są zjawiskiem znajomym zarówno w ludzkim życiu indywidualnym jak i w naszym życiu zbiorowym. Kończąc okres socjalizmu realnego zostaliśmy jako zbiorowość z długami i w obliczu gospodarczej katastrofy prosiliśmy o zmiłowanie; rzeczywiście, część długów nam umorzono. Trudno przymierzać do długów państwowych kategorie, które dotyczą doświadczeń osobistych, ale trudno też ustrzec się od analogii. Kiedy żyjemy na kredyt, gdy wydajemy więcej niźli zarabiamy, wtedy to, co nas otacza, nie jest naprawdę nasze i w wypadku egzekucji długu zostanie nam odebrane. Czy można także coś odebrać państwu?