Francuska klasa polityczna nie słynie ze zbytniego zrozumienia dla najnowszych technologii. Słynne są za to kłopoty prezydenta Jacques’a Chiraca z komputerową myszką i jego obsesja na punkcie zagrożenia dla narodowej kultury ze strony takich amerykańskich wynalazków jak Google. Dlatego szerokim echem odbił się wywiad udzielony w grudniu ub.r. przez Nicolasa Sarkozy’ego, ministra spraw wewnętrznych, typowanego na następcę Chiraca w prezydenckim pałacu. Pytania ministrowi zadawał Loïc Le Meur, autor jednego z najpopularniejszych francuskich blogów, a zarejestrowaną na wideo rozmowę opublikował w swoim serwisie www.loiclemeur.com. Obejrzały ją dziesiątki tysięcy internautów, a zadowolony z eksperymentu Nicolas Sarkozy zapowiedział, że gdy już oficjalnie zdecyduje się na start w wyborach prezydenckich, ogłosi to właśnie za pośrednictwem bloga. Ostatnio zaś własny wideoblog uruchomiła kanclerz Niemiec Angela Merkel.
O rosnącym wpływie nowych mediów na opinię
publiczną przekonali się znacznie wcześniej politycy amerykańscy, a kampania prezydencka 2004 r. stała się okazją do przetestowania nowych form komunikacji. Bolesne ciosy otrzymały obie strony politycznych zmagań. Dan Rather, popularny i zasłużony publicysta telewizyjny, pokazał w swoim programie nadawanym w telewizji CBS informacje o rzekomym złym zachowaniu George’a W. Busha podczas służby w Gwardii Narodowej. W ciągu kilku godzin doszło do bezprecedensowej mobilizacji konserwatywnej części blogosfery. W Internecie natychmiast pojawiły się dowody, że Bush był w porządku, natomiast fałszerstwa dopuścił się Rather. Sprawie nadano nawet nazwę Rathergate, w efekcie kosztowała ona zasłużonego publicystę posadę w CBS.
Demokraci zrewanżowali się, gdy wyszło na jaw, że w stacjach należących do Sinclair Broadcasting Group będzie można zobaczyć film dokumentalny z fałszywymi informacjami o służbie Johna Kerry’ego w Wietnamie.