Objawił się za to Marian Krzaklewski, oczywiście znów w roli przywódcy związkowego. – Przyczyną porażki Akcji było to, że w 1997 r. nie połączyła się z Ruchem Odbudowy Polski, skutkiem czego nie miała bezwzględnej większości w Sejmie i musiała wchodzić w niechciane alianse z Unią Wolności – oznajmił. Doprawdy, pozazdrościć Panu Przewodniczącemu poziomu refleksji politycznej po kolejnej klęsce. Na razie jednak Jan Olszewski, ów wymarzony sojusznik Krzaklewskiego, z resztkami ROP (jeden poseł) wyszedł z Ligi Polskich Rodzin, dzięki której dostał się do parlamentu. Podobno pojawiły się zasadnicze rozbieżności programowe; szczęśliwie dla Olszewskiego – już po wyborach.
Socjolog dr Mirosława Grabowska skrupulatnie policzyła, że dla większości obecnych posłów Ligi Polskich Rodzin ta formacja jest ich czwartym adresem partyjnym, dla części Platformy Obywatelskiej czwartym lub piątym, podobnie jak dla części parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości. – Mówią, że zmieniają partie, ale nie zmieniają poglądów, ale przecież ideologiczną czystość najlepiej osiąga się w pojedynkę – przytomnie zauważa dr Grabowska.
Twórcza destrukcja
Socjologowi odpowiada polityk i polemizuje tylko częściowo. – Centroprawica znajduje się w fazie twórczej destrukcji, to jest kłopot całej postkomunistycznej Europy – mówi Janusz Lewandowski z Platformy Obywatelskiej. Rzeczywiście, jesteśmy dalej od skonsolidowanego układu politycznego niż w 1997 r. Czynnikami destrukcji stały się PO i Prawo i Sprawiedliwość, a także częściowo Liga Polskich Rodzin. Platforma eksploatowała hasła antypartyjności, mniej zwracając uwagę na wartości konserwatywno-liberalne, PiS z kolei to jednowymiarowe ugrupowanie o programie zdecydowanej walki z przestępczością.