Archiwum Polityki

Wiedeń bez poręczy

W stołecznej galerii Zachęta otwarto wystawę zatytułowaną „Spętani – wyzwoleni. Sztuka austriacka XX wieku”. We wstępie do katalogu ekspozycji jej kuratorka Hanna Wróblewska przypomina słynny „Polaków portret własny” pokazywany przed laty w tym samym miejscu. Porównanie efektowne, ale cokolwiek mylące. Wówczas przeglądaliśmy się w lustrze dziejów polskiej sztuki, obyczajów i historii. Tymczasem wystawione przez Austriaków lustro jest raczej krzywym zwierciadłem odbijającym to, co wydarzyło się w Wiedniu i okolicach w ostatnim stuleciu.

Wybierając się do Zachęty nie należy jednak zbyt poważnie traktować podtytułu wystawy. Nie jest to bowiem – jakby ów podtytuł sugerował – żaden uporządkowany przegląd osiągnięć sztuki austriackiej, a kto oczekuje wystawy zorganizowanej na modłę encyklopedyczną, ten srodze się zawiedzie. Nie ma tu prac wprowadzającego Cesarstwo w XX wiek Klimta, nie ma Wotruby, Pichlera, a zaledwie jedną pracą prezentowany jest Hundertwasser. Bohaterowie podręczników historii sztuki, jak Schiele, Kokoschka czy Kubin, pojawiają się symbolicznie, wciśnięci gdzieś w róg sali, podczas gdy przestrzeń galerii zaanektowali młodzi, których nazwiska przeciętnemu miłośnikowi malarstwa nic nie mówią. Zaprezentowano subiektywny i wybiórczy obraz, głównie sztuki współczesnej ostatnich lat.

Pomysł był bowiem następujący: dwójka kuratorów (jeden z Polski, drugi z Austrii) zaprosiła do udziału w ekspozycji dziewiętnastu wyróżniających się austriackich artystów młodego i średniego pokolenia. Równocześnie poproszono ich, by każdy z nich dobrał sobie twórcę z ostatniego stulecia, który służył mu za duchowego i artystycznego przewodnika, mistrza, ale i oponenta, którego spadkobiercą się czuje. W ten sposób Austriacy na tej wystawie chadzają parami: starzy z młodymi, klasycy z przedstawicielami awangardy, zmarli z żyjącymi. Jawiący się na zasadzie podobieństwa lub przeciwieństwa, naśladownictwa lub odrzucenia. Niekiedy ów dyskurs międzypokoleniowy okazuje się niezwykle ciekawy. Pochodząca z Grazu grupa G.R.A.M. kontestuje słynnych wiedeńskich akcjonistów, powtarzając w ironicznej formie ich happeningi z lat sześćdziesiątych. Klaus Pobitzer konfrontuje się z samym Egonem Schiele, przepuszczając przez filtr popartu jego fascynację ludzką sylwetką. Intryguje jeszcze kilka duetów: Divjak–Kubin, Kristufek–Dascher, Jermolaewa–Valie Export.

Polityka 45.2001 (2323) z dnia 10.11.2001; Kultura; s. 48
Reklama