Starzenie w Polsce nie jest wesołe. Pisze Teresa Bogucka: „Wszyscy na słowo emeryt mamy w oczach ten sam obraz – to ktoś stary, źle ubrany, samotny, poruszający się z trudem i spoglądający załzawionymi oczami z poczuciem niezasłużonej krzywdy. Wdrukowała nam go w pamięć telewizja, ponieważ w najróżniejszych wariantach ilustruje nim każdą informację o rentach, ubezpieczeniach, ZUS”.
Na bogatym Zachodzie wręcz przeciwnie. Szczególnie w Ameryce. Na Florydzie, gdzie co czwarty mieszkaniec skończył 65 lat, a reszta się starzeje, gubernator Jeb Bush buduje silne lobby wśród osób starszych. Powstał nawet projekt umacniania pozycji emerytów w społeczeństwie. Gubernator wylicza zalety staruszków: są najbardziej oddanymi ochotnikami – można liczyć na 1,7 mln wolontariuszy, co rocznie daje liczbę 366 mld przepracowanych darmowo godzin o wartości 4,4 mld dolarów. Starsi znacząco wspomagają finansowo szkoły, płacą potężne podatki, napędzają stanowy biznes rehabilitacyjno-turystyczny. Jak mówi Janine, emerytowana żwawa księgowa z miasta Fort Lauderdale, na Florydzie nawet w niemowlęcym wózku leży emeryt. Emeryci są po prostu przyszłością stanu.
W Ameryce starość z jej dotychczasowymi atrybutami straciła rację bytu. Dostojeństwo, zmarszczki, powagę, zapędy do pouczania zastąpiono krótkimi spodenkami w kratkę, chirurgią plastyczną, hormonami, ostrym makijażem i ruletką do północy.
Wesoły staruszek
Więc mieszkańcy Florydy korzystają ze wszystkich przywilejów szalonej młodości. Aż do granic infantylizmu.
Południową Florydą wstrząsnął pod koniec czerwca skandal. Policyjny patrol wieczorny natrafił na rozbawioną grupę kuracjuszy, którzy zachowywali się nieskromnie na publicznej plaży. Mężczyźni obnażeni, kobiety w pozach niedwuznacznych.