Instytut Spraw Publicznych przeprowadził badanie polskich gimnazjalistów. 15 lat to mniej więcej wiek, w którym natura zaczyna domagać się od człowieka dorosłości, a więc samookreślenia. Bez poszukiwań, bez zwątpień, bez niepewności, bez fałszywych ścieżek, bez awantur z ojcem i utarczek z panem Bogiem dorosnąć się nie da. Tymczasem gimnazjaliści, w zdecydowanej większości, nie objawiają stanów światopoglądowej niepewności.
90 proc.
twierdząco odpowiada na pytanie, „czy uważasz się za osobę wierzącą?”, przy czym spora część spośród nich wierzy – jak wyznaje – głęboko.
22 proc. wiejskich dziewcząt tak się definiuje – co zrozumiałe – ale zaraz za nimi – co interesujące – 5 proc. miejskich chłopców.
14 proc.
miejskich chłopaków w tej samej grupie nie chce lub nie potrafi zdeklarować się jednoznacznie, czy wierzy, czy też nie. Takich poszukujących jest najmniej wśród młodzieży na wsi: co trzydziesta dziewczyna i co dwudziesty chłopak.
Zdecydowanie niewierzących nastolatków
jest niewielu: jedna, dwie dziewczyny na sto rówieśniczek, dwóch, trzech chłopców na każdych stu. Badacze potwierdzają niezmienną od lat regułę: im niższy poziom wykształcenia rodziców, tym intensywniejsza religijność ich dzieci. Bo i wykształcenie rodziców jaskrawo przekłada się na wartości, jakim hołdują, wychowując swoje potomstwo. Ci o niższym statusie pryncypia wymieniają w takiej kolejności: oszczędność, religijność, posłuszeństwo, pracowitość. Ci o najwyższym – niezależność, odpowiedzialność, stanowczość, wytrwałość. Nie potwierdza się reguła, że im większe zaangażowanie religijne młodego człowieka, tym większa w nim skłonność do akceptowania norm moralnych. Owszem, młodzież wierząca sprawia mniej kłopotów wychowawczych i ma lepsze relacje ze swoim otoczeniem społecznym.