Archiwum Polityki

Gniew nocy letniej

[dobre]

Rzemieślnicy ateńscy nie są tu clownami wyciskającymi z „najżałośniejszej komedii o Pyramie i Tyzbe” okazje do wygłupu. Grają swoją bzdurę tak serio, jak się da, nieudolnie, lecz szczerze – a spotykają się z pogardą i grubiaństwem. Jerzy Grzegorzewski miksuje piąty akt „Snu nocy letniej” z występem aktorów w „Hamlecie”, tworząc osobistą, pełną złości i gniewu wypowiedź o stosunkach między sceną i widownią, twórcą i odbiorcami. Nawet Puk (Beata Fudalej jak iskra) zamienia swój adres do publiczności w ostrą drwinę, kontrowaną jednym jedynym dwuwierszem, podanym zmęczonym, zwyczajnym głosem aktorki: „dajcie brawo nam łaskawie, a co złe, to ja naprawię”. Szef Narodowego ma poczucie nieprzystawalności swojego teatru – asocjacyjnego, złożonego, stawiającego wielkie wymagania odbiorcom – do współczesnych przyzwyczajeń; daje temu wyraz w wysublimowanej formie. Aliści ów gniewny protest – słuszny i artystycznie znakomity – brzmiałby mocniej, gdyby w ściśniętych przed przerwą czterech aktach komedii Szekspira było, obok niewątpliwych piękności, mniej dezynwoltury, dygresji, otwieranych i niekończonych wątków, fałszywych ról, pustych znaków. Gdyby cztery piąte spektaklu nie służyło tylko za pretekst – nie byle jaki, ale jednak tylko pretekst – do końcowej jednej piątej. (js)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 2.2002 (2332) z dnia 12.01.2002; Kultura; s. 44
Reklama