W szafie Filipa Abdel Maleka wiszą trzy mundury. Wszystkie czyste, wyprasowane, gotowe, by je założyć. Ale Filip używa tylko jednego z nich, dwa pozostałe przypominają mu po prostu drogę, jaką przeszedł. Zupełnie nie przeszkadzają mu w szafie, lubi sobie na nie nawet czasem popatrzeć. Filip jest harcerzem, instruktorem Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego Zawisza. To w mundurze tej organizacji chodzi na zbiórki. Włoży go także w ten piątek. W Dzień Myśli Braterskiej, święto 30 mln skautów na całym świecie.
Ognisko bez drewna
Wychował się w Kairze. Jego matka jest Polką, ojciec Egipcjaninem. Do końca liceum mieszkał więc nad Nilem. Gdy miał 12 lat, mama zaczęła organizować tamtejszą Polonię, pojawił się pomysł, by powstała też drużyna harcerska. Z Polski sprowadzili kilka książek i mundurów, na pierwszej zbiórce wybrali patrona: polskiego archeologa Kazimierza Michałowskiego. Szukali kogoś, kto łączyłby te dwa kraje i jednocześnie nie kojarzył się z tą polską martyrologią. Michałowski był idealny. Od tego czasu Filip mówi o sobie, że jest harcerzem. Nie, zupełnie się tego nie wstydzi.
Jeszcze w Egipcie próbowali działać jak normalna, polska drużyna harcerska. Chodzili na wędrówki, próbowali budować szałasy, uczyli się rozpalać ogniska. To, co może kręcić kilkunastoletnich chłopaków. Tyle że w Egipcie było dość trudno. – Bo wiesz, tam nie ma drewna.
Gdy skończył liceum, przyjechał na studia do Warszawy. W tym czasie w Polsce było już kilka organizacji harcerskich. Filip zaczął więc szukać. W końcu trafił do hufca ZHP na warszawskim Mokotowie. Pojechał z nimi na kilka obozów, potem ich drogi się rozeszły. Przez kilkanaście miesięcy działał w ZHR, aż w końcu poznał Zawiszaków.