Archiwum Polityki

Tam, gdzie rosną krokusy

Dla wyciszenia przed snem i ukojenia nerwów polecam urocze wspomnienia Rafała Malczewskiego z Zakopanego („Pępęk świata”) w latach 20.: „Począwszy od Lenina, a skończywszy – chybił, trafił – na Pawle Hertzu, wszystko prawie co lewe przetoczyło się u stóp Giewontu. Niestety, Lenin bawił za krótko na Podtatrzu, co prawda pojawiał się co sezon, ale było to za mało na ten zakuty łeb. Swego czasu, za pierwszym pobytem Lenina w Poroninie, arcybiskup krakowski kniaź Puzyna odbywał, że tak powiem, inspekcję na Podtatrzu. Poronińskie gazdy i gaździny wyzdajali piękną bramę, ubraną smreczyną z napisem: Witaj Arcypasterzu. W odpowiedniej chwili cała ludność wyległa na zakurzoną szosę, trzymając obrazki święte w rękach, niejeden na szkle udatnie malowany. Lenin nie zawahał się i wziąwszy z izby, w której mieszkał, obrazek Matki Boskiej, włączył się w tłum. Jestem przekonany, że gdyby posiedział dłużej, rozmiękłby i gwizdnął na bolszewizm, zamieszkałby, powiedzmy, na drodze do Białego, tracąc ochotę stania się zbawicielem świata, a proletariat stanąłby mu kością w gardle, zanim mógł go bezkarnie mordować, zrywałby krokusy i byczył do słonka, jak wypada ludziom uczciwym...”.

Niestety, dziś nikt nie pisze dowcipnych, nostalgicznych felietonów w stylu Malczewskiego, tylko wręcz przeciwnie. Czołowy felietonista polski pisze (w tygodniku, który twierdzi, że ma najwięcej czytelników): „Mamy podobno w RP dyktaturę, a nie ma znaczków pocztowych z Kaczyńskimi. Jakby Tusk polizał Kaczyńskiego od tyłu, od razu stałby się pokorniejszy”. Inny znany autor raczy nas wytwornym żartem, iż nazwisko prof. Widackiego „w jego rodzinnym Krakowie czyta się modnie z angielska” (czyli „łajdacki” – Pass).

Polityka 16.2006 (2551) z dnia 22.04.2006; Passent; s. 108
Reklama