Jeszcze nie tak dawno wydawało się, że dojdzie do pojedynku na miecze albo topory pomiędzy Bogusławem Lindą a Jarosławem Żamojdą, którzy wyrywali sobie z rąk „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. Obaj wpadli na ten sam pomysł, aby jeszcze raz (po Aleksandrze Fordzie) pokazać dzielnego Zbyszka z Bogdańca, któremu podli Krzyżacy porwali dziewczynę, Danusię Jurandównę. Najpierw zaczęły się harce medialne, a więc na przykład podawano już obsadę filmów, wymieniano miliony uzbieranych dolarów, a nawet szacowano przyszłe zyski. Żamojda przeszedł do walki wręcz, udając, że kręci już pierwszą scenę. Wyglądała ona tak, że po alejkach wyścigów konnych na Służewcu galopowali czas jakiś jeźdźcy na rumakach. Słowem zapowiadała się superprodukcja, a nawet dwie. Tymczasem ostatnie wiadomości z pola bitwy są takie, że „Krzyżaków” w ogóle nie będzie. Niestety, szczodre banki krajowe, które niefortunnie wsparły ostatnio kilka ekranizacji lektur szkolnych i zanotowały straty, przestały szastać pieniędzmi. Ale sami Krzyżacy jeszcze nieraz pojawią się na ekranie. Gotowa jest już komedia „1409 – Afera na zamku Bartenstein”, a mówi się o następnych projektach już to w konwencji Monty Pythona, już to wersji sitcomu. Jest więc nadzieja, że doczekamy się tanich „Krzyżaków” na miarę czasów.