Archiwum Polityki

„Kartę na stół!”

Artykuł Marka Andrzejewskiego (POLITYKA 26) o problemie rodzin dysfunkcyjnych pokazuje konflikt interesów środowisk, które mają pomagać dziecku i jego rodzinie, a w tej dziedzinie szczególnie potrzebna jest harmonia, bo przedmiotem działań są żywi ludzie. Dziecko umieszczone poza rodziną chce utrzymać więź z krewnymi i wierzy, że rodzina „naprawi się” sama. Niestety, patologia sama nie znika, a młody człowiek wracając do środowiska częściej jej ulega niż resocjalizuje. Od ponad dwudziestu lat jestem wolontariuszką w domu dziecka, wychowuję dwie panienki w rodzinie zastępczej, byłam przez kilka lat wychowawczynią w domu dziecka (pisała o nas Barbara Pietkiewicz POLITYKA 5). Znam problematykę od podszewki i widzę pozytywy wprowadzanej reformy, ale i biurokratyczne niszczenie jej idei.

Ustawa nakazuje wnikliwą analizę sytuacji życiowej indywidualnego dziecka, a potem usamodzielniającego się człowieka. Pracownik CPR jest zainteresowany głównie dochodami rodziny, nie bardzo przy tym wiedząc jak je określić, gdy rodzina to trzy niespokrewnione osoby: niepełnosprawne dziecko (duża pomoc finansowa państwa, ale i duże wydatki), chcąca usamodzielnić się 22-latka (za zdanie matury w terminie „nagrodzono ją” wstrzymaniem pomocy na kontynuowanie nauki na czas wakacji) oraz „średnia” wcześniejsza emerytka, która mając serce nie ma już oszczędności.

Dziewczynki pochodzą z Warszawy – najbogatszego miasta w Polsce.

Centra Pomocy Rodzinie nie tyle nie mają odpowiedniej liczby etatów, co gubiąc się w przepisach widzą w rodzicach zastępczych petentów, a nie współpracowników. Idea rodzin zastępczych niespokrewnionych osób dopóty nie będzie alternatywą dla placówek opiekuńczych, dopóki rodzice zastępczy nie będą mieli jasno określonych praw obowiązujących w całym cyklu wychowania i usamodzielniania się wychowanka.

Polityka 32.2002 (2362) z dnia 10.08.2002; Listy; s. 91
Reklama