Archiwum Polityki

Z ospą na ramieniu

Światowa Organizacja Zdrowia rozważa możliwość powrotu do masowych szczepień przeciwko ospie, które sama wstrzymała 21 lat temu, obwieszczając ostateczne zwycięstwo nad tą jedną z najstarszych plag ludzkości. Czy to kolejny przejaw fobii wobec zagrożenia bioterroryzmem, czy chęć sprostania wyzwaniu, jakie niosą nowe i ponownie pojawiające się zakażenia?

Być może stojąca na czele Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dr Gro Harlem Brundtland, zanim wydała swoje pełne niepokoju oświadczenie, przeczytała jeden z tych artykułów, jakich dziś pełno w gazetach – scenariusz ataku bioterrorystycznego z użyciem groźnych wirusów i bakterii. Wystarczyło rzucić okiem na gardzące zazwyczaj tanią sensacją „New York Times” i „Business Week Magazine”: afgańscy terroryści, korzystając z pomocy Irakijczyków, rozpylają zarazki ospy w centrach handlowych trzech oddalonych od siebie miast USA. Ataku nikt nie zauważa, dopiero po dziesięciu dniach ludzie zgłaszają się do szpitali z wysoką gorączką i wysypką. Gubernator jednego ze stanów, gdzie zachorowań jest najwięcej, postanawia zamknąć lotniska i granice. Nakazuje szczepić personel medyczny. Wzbudza to furię u władz federalnych, które chciałyby zachować zapas szczepionek dla wojska – ich masowa produkcja może ruszyć dopiero w ciągu kilkunastu tygodni. Na przemyślane działania jest jednak za późno, bo każdy zainfekowany chory zdążył już zarazić co najmniej dziesięć osób, które rozjechały się po całej Ameryce. Niewielkie zapasy szczepionki błyskawicznie się wyczerpały i po trzech tygodniach na ospę choruje 16 tys. ludzi, z których w najbliższym czasie umrze 5 tys. Po dwóch miesiącach liczba zarażonych zwiększa się do 3 mln, pierwszy milion umiera. Epidemia rozszerza się na cały świat. Na szczęście... tylko w wyobraźni.

Słabnąca odporność

Z pewnością taki scenariusz mógł przerazić panią Brundtland. Od kiedy w 1980 r. zaprzestano powszechnych szczepień przeciwko ospie prawdziwej, uznając tę chorobę za w pełni opanowaną (ostatni przypadek zachorowania zdarzył się w Somalii w 1977 r., nie licząc dwóch późniejszych zakażeń u laborantów w Wielkiej Brytanii), na świecie przybywa ludzi bez charakterystycznej blizny na lewym ramieniu – pamiątki z dzieciństwa, gdy kłuto nas w pierwszym i siódmym roku życia.

Polityka 44.2001 (2322) z dnia 03.11.2001; Społeczeństwo; s. 78
Reklama