Archiwum Polityki

„Straszny pomidor”

W związku z artykułem prof. dr. hab. Piotra Stępnia (POLITYKA 33), zawierającym krytykę ustawy o organizmach genetycznie zmodyfikowanych, chciałabym się odnieść do zawartej w artykule tezy o „nieudolnym naśladownictwie” rozwiązań prawa wspólnotowego.

Pierwsze zastrzeżenie zgłoszone zostało już do samej definicji organizmu genetycznie modyfikowanego (GMO), która zdaniem autora artykułu jest zbyt szeroka. (...) Definicja ta jest jednakże wiernym odbiciem definicji unijnej (...), a więc obowiązuje ona w takim samym stopniu państwa członkowskie UE.

Nasza nowa ustawa należy do grupy ustaw, które dostosowują prawo polskie do prawa wspólnotowego, co nie oznacza, że dokonują jej kopiowania. Dyrektywa Rady 90/219EWG i zmieniająca ją Dyrektywa 98/81 WE dzieli kontrolowane wykorzystanie GMO na dwie grupy, tj. działania typu A, oznaczające wszelkie działania związane z edukacją, pracami badawczo-rozwojowymi lub działalnością nieprzemysłową i niehandlową, prowadzoną na małą skalę; i na działania typu B oznaczające wszelkie inne działania. Autor artykułu odnosi się w swoich uwagach do tego pierwszego typu działań. Istnieją cztery stopnie zagrożenia, przy czym do stopnia 1 i 2 zaliczane są operacje niepowodujące zagrożeń lub o niewielkich zagrożeniach, i te operacje przeważają, jeżeli chodzi o prace badawczo-dydaktyczne przeprowadzane na uczelniach. W dalszej kolejności prawo unijne stwierdza, że każda operacja zamkniętego użycia (w skali od 1 do 4) musi być notyfikowana kompetentnym organom. W przypadku kategorii 1 (operacji niepowodujących zagrożeń) operacja zamkniętego użycia GMO może być dokonana bezpośrednio po dokonaniu notyfikacji, natomiast w przypadku operacji stwarzających niewielkie zagrożenia (kategoria 2) sam wnioskujący może ubiegać się o oficjalne potwierdzenie – zgodę na przeprowadzanie tej operacji.

Polityka 44.2001 (2322) z dnia 03.11.2001; Listy; s. 99
Reklama