Archiwum Polityki

Serbia się kurczy

Slobodan Miloszević – zanim spoczął pod lipą przed rodzinnym domem w Pożarevcu – zdążył kolejny raz skłócić wszystkich: najbliższych, władze i rodaków. Ale Serbowie mają dziś na głowie dużo poważniejsze problemy.

Sześć lat, jakie upłynęły od obalenia Miloszevicia, było na przemian czasem entuzjazmu i nadziei oraz apatii i rozczarowania. Kiedy przepędzono dyktatora, wszystko wydawało się proste: kurs ku Europie, budowanie demokracji, reforma gospodarcza, dobrobyt. Ale poszło trudniej – politycy zwycięskiej koalicji DOS zaczęli się dzielić, wybuchały kryzysy i afery, a zapaść gospodarki rozwiała złudzenia na szybkie zmiany. Podtrzymywane na kroplówce budżetowej duże fabryki nie wytrzymały reform rynkowych, tysiące ludzi straciły pracę.

Unijna pomoc, na jaką tu liczono jak na deszcz po długiej suszy, okazała się uzależniona od polityki. Zwłaszcza od współpracy z Trybunałem w Hadze, żądającym wydania zbrodniarzy wojennych. Wśród demokratów, którzy przejęli władzę w 2000 r., nie było zgody. Prezydent Vojislav Kosztunica uznawał Trybunał za antyserbski i opowiadał się za osądzeniem winnych w Belgradzie, podczas gdy ówczesny premier, proeuropejski do bólu Zoran Dzindzić, chciał pełnej współpracy z Hagą. To on zdecydował o wydaniu Miloszevicia. Część analityków uważa, że śmierć Dzindzicia z ręki zamachowca w marcu 2003 r. była ceną, jaką zapłacił za poglądy. Dziś, trzy lata po śmierci, Dzindzić urasta do roli bohatera, superpremiera, który mógł odmienić losy kraju. Tę rocznicę uczcili zwłaszcza młodzi i to jest prawdziwie optymistyczna wiadomość.

W dniu, kiedy zastrzelono premiera, widać było czarno na białym, że normalność w Serbii jest stanem odległym. Bo zbrodniarze wojenni są nadal uważani za bohaterów, obrońców niepodległości. Rozczarował sam Kosztunica, stojący kiedyś na czele opozycji przeciwko reżymowi, część dawnych opozycjonistów okazała się nacjonalistami lub oportunistami, a lata zamknięcia i sankcji zasiały ksenofobię. Mimo kilkakrotnych prób nie udawało się zebrać 50-proc.

Polityka 13.2006 (2548) z dnia 01.04.2006; Świat; s. 48
Reklama