Archiwum Polityki

Karetka bez lekarza?

Dziękuję za poruszenie na łamach „Polityki” problematyki medycyny ratunkowej [„Karetki w poślizgu”, POLITYKA 3]. (...) Rozporządzenie ministra zdrowia określa zadania i obszar działania oddziałów ratunkowych, z czego wynika ich szacunkowa liczba w Polsce na ok. 240–250 oddziałów. Mają one stanowić sieć docelową dla zespołów ratownictwa medycznego, stanowić bazę kształcenia kadr i jednocześnie być ośrodkami monitorującymi jakość tego systemu w poszczególnych rejonach kraju. Między innymi dlatego można było pozwolić w Stanach Zjednoczonych na funkcjonowanie ambulansów ratunkowych bez lekarza na pokładzie, bowiem lekarz ratunkowy pełni tam stały nadzór merytoryczny nad akcją załogi ambulansu mając z nią kontakt telemedyczny. Jest indywidualną decyzją dyżurnego lekarza ratunkowego, czy na scenę zdarzeń pojedzie osobiście z załogą ambulansu, czy tylko będzie nadzorował jej ratownika i pielęgniarkę w trybie off-line – za pomocą łącza telemedycznego.

Nie jest prawdą stwierdzenie dr. Kamińskiego z Wisconsin, że: „W amerykańskiej pomocy przedszpitalnej obowiązuje prosta zasada load and go” – jest bowiem druga istotna i trudniejsza w realizacji zasada stay and play – czyli zostań na miejscu zdarzenia i podejmuj medyczne czynności ratunkowe. Decyzje pomiędzy tymi dwoma scenariuszami zachowań są trudne, zależą każdorazowo od charakteru zdarzenia, od oceny klinicznej poszkodowanego oraz od doświadczenia i możliwości zespołu ratunkowego. Decyzję tę podejmuje lekarz znajdujący się bezpośrednio w zespole lub lekarz nadzorujący wyjazd zespołu. Wieloletnie doświadczenia m.in. Amerykanów, Australijczyków i Brytyjczyków wskazują na fakt konieczności precyzyjnej oceny klinicznej stanu pacjenta przez lekarza na miejscu zdarzenia.

Polityka 13.2006 (2548) z dnia 01.04.2006; Listy; s. 114
Reklama