Archiwum Polityki

Głową w mur

„Mur obronny” to największa izraelska operacja wojskowa od czasu nieudanej inwazji na Liban w 1982 r. Dowodził wtedy Ariel Szaron, który dzisiaj jest premierem. Twierdzi, że rozpoczęte 29 marca działania mają zniszczyć „infrastrukturę terroryzmu”, hodującą kolejnych zamachowców-samobójców, że to walka o przetrwanie Izraela. Według Palestyńczyków Szaronowi chodzi o zniszczenie struktur ich Autonomii, o sterroryzowanie całego narodu. Sceptyczni obserwatorzy podkreślają, że nie da się wykorzenić „infrastruktury terroru” stamtąd, gdzie się naprawdę znajduje – z serc i umysłów Palestyńczyków.

Bezpośrednim powodem rozpoczęcia izraelskiej operacji był zamach w Netanii 27 marca. Kiedy Żydzi w Izraelu i na całym świecie siadali do kolacji z okazji jednego z najważniejszych świąt, palestyński samobójca wysadził wraz z sobą w powietrze kilkudziesięciu biesiadników. Dwudziestu siedmiu zginęło. Wcześniej wymierzone w cywilów zamachy powtarzały się co kilka dni i to już wtedy musiała zapaść decyzja o wzniesieniu „Muru obronnego”. Symbolika Paschy i historyczne skojarzenia związane ze świętem (powstanie w Getcie Warszawskim) uczyniły krok zupełnie naturalnym. Szarona poparła olbrzymia większość Izraelczyków nie tylko 29 marca, gdy czołgi wjechały do palestyńskich miast i obozów na Zachodnim Brzegu, ale i w ciągu kolejnych tygodni mimo coraz silniejszego potępienia niemal na całym świecie.

Izrael rzucił do walki 10 tys. żołnierzy regularnych wojsk, 20 tys. rezerwistów, dwa tysiące pojazdów opancerzonych i helikoptery przeciwko uzbrojonym w lekką broń Palestyńczykom. Z tym, iż ci ostatni walczą na swoim terenie, w doskonale sobie znanej plątaninie domów i ulic, mają setki i tysiące ochotników gotowych na śmierć, która traktowana jest jako przepustka do raju, a ostatnie półtora roku drugiej Intifady na dobre zatarło granice między terrorystami i ogółem społeczności. Z funkcjonalnego punktu widzenia armia izraelska (IDF) ma przeciw sobie setki tysięcy terrorystów. – Jest to klasyczna, wedle popularnego dziś określenia, wojna asymetryczna – mówi gen. Bolesław Balcerowicz, rektor Akademii Obrony Narodowej. – Mamy do czynienia zarówno z asymetrią sił, jak i też, choć w mniejszym stopniu, asymetrią determinacji.

– Wojna asymetryczna oznacza starcie oddziałów nieregularnych, działających za pomocą dotkliwych uderzeń w przeciwnika przygotowanego do zupełnie innych działań

– mówi Wojciech Łuczak, redaktor naczelny magazynu wojskowego „Raport”.

Polityka 17.2002 (2347) z dnia 27.04.2002; Świat; s. 38
Reklama