Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?
Media i eksperci układają scenariusze na temat rozwoju sytuacji między Izraelem a Iranem. Coraz częściej przewija się w nich hipoteza, że Teheran i tak zbuduje bombę.
Trump dał do zrozumienia, że nie był przeciw ofensywie na tyle, by stawiać na szali dobro stosunków izraelsko-amerykańskich. Wciąż liczy, że Teheran zgodzi się na kontynuowanie rozmów, chociaż reżim oświadczył, że czas negocjacji się skończył.
Irańczycy zakładali, że mogą przeciągać rozmowy z Trumpem, któremu ewidentnie zależało na porozumieniu. Nie sądzili, że Izrael tak otwarcie może zburzyć tę strategię.
To była kolejna noc wzajemnych ataków Izraela i Iranu, w których ginęli cywile. Iran grozi także USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Trump odpowiada: jakikolwiek atak na USA spowoduje, że Teheran „odczuje niespotykaną siłę US Army”.
Obrońcy izraelskiego rządu oskarżają Gretę Thunberg o antysemityzm, globalizowanie intifady i promocję arafatki. Klimat zszedł na drugi plan.
Okazuje się, że wiele naszych wyobrażeń – również tych powielanych od czasów Herodota – wymaga krytycznego przemyślenia.
Rozmowa z najpopularniejszym dziś palestyńskim politykiem Mustafą Barghoutim o wojnie, okupacji i o tym, jak wyglądałaby Palestyna pod jego rządami.
Prezydent USA przyjął od Katarczyków w prezencie olbrzymi samolot. A po zakończeniu kadencji chce go zabrać ze sobą. I twierdzi, że to nie przekupstwo.
Są oficjalne wyniki pierwszej tury wyborów; Trump rozmawiał z Putinem i Zełenskim; z Brukseli powiało pesymizmem; do Gazy wjechały ciężarówki z pomocą; „Polityka” nadaje z Cannes.