Saudyjczycy starają się budować na Bliskim Wschodzie nowy porządek – już bez Amerykanów, za to z kluczową rolą swojego królestwa. A Syria jest tu niezbędna.
Iran i Arabia Saudyjska, dwa najpotężniejsze kraje Bliskiego Wschodu, które zaledwie pięć miesięcy temu stały na skraju wojny, podały sobie ręce.
W odwiecznym konflikcie palestyńsko-izraelskim już wiele lat temu straciło sens sakramentalne pytanie, które zadaje się po każdej bójce w szkole i po każdych zamieszkach: kto zaczął?
Amerykański sekretarz stanu Antony Blinken udał się na Bliski Wschód i usiłuje zapobiec eskalacji kryzysu w Izraelu, gdzie od kilku dni rozkręca się spirala przemocy między rządem a Palestyńczykami.
W bazie wojskowej nieopodal Strefy Gazy żołnierze ćwiczą metody walki na arabskich terenach. Służy im do tego makieta miasta, którą można zobaczyć również w serialowej „Faudzie”. Właśnie miał premierę czwarty sezon.
Bomby już na głowę nie spadają, problem ISIS przycichł. Obozy są jednak pełne – mówi Dorota Zadroga z Polskiej Misji Medycznej, organizacji prowadzącej kilka projektów humanitarnych w obozach dla uchodźców w irackim Kurdystanie.
Zarost może być kwestią mody lub lenistwa. Ale bywa też sprawą życia i śmierci. Ta religijno-polityczna walka trwa w najlepsze, ale gdy spojrzeć na cały świat muzułmański, to po epoce brody chyba właśnie rozpoczyna się era wąsów.
Dla Zawahiriego, który ostatnie 20 lat spędził na ukrywaniu się po wsiach i jaskiniach afgańskiego pogranicza, Kabul okazał się domem niespokojnej starości i nagłej śmierci.
W sobotę podróż na Bliskim Wschodzie zakończył Joe Biden, a we wtorek do Teheranu wybiera się Władimir Putin. Żółwik prezydenta USA z Mohammedem bin Salmanem był więc ważniejszy, niż sądzimy.
Gorzką lekcją Realpolitik była wizyta Joe Bidena w Arabii Saudyjskiej, najważniejsza część jego kończącej się w sobotę podróży na Bliski Wschód. Spotkanie z morderczym dyktatorem komentuje się jako żenujący moment dla Ameryki, ale i smutną konieczność.