Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Pęka kruchy (s)pokój w Gazie. Netanjahu zarządza wznowienie ataków. To powrót do wojny?

Premier Beniamin Netanjahu Premier Beniamin Netanjahu Alex Kolomoisky / Reuters / Forum
Biuro Beniamina Netanjahu podało, że izraelski premier nakazał wojsku „przeprowadzenie natychmiastowych i zdecydowanych uderzeń na cele terrorystyczne w Strefie Gazy w odpowiedzi na naruszenie porozumienia o zawieszeniu ognia przez Hamas”.

18 dni. Tyle dokładnie minęło od wejścia w życie zawieszenia broni w Strefie Gazy. We wtorek wydarzyły się dwie kluczowe rzeczy, które zaważyły na decyzji władz Izraela. Po pierwsze, według izraelskich mediów Hamas otworzył ogień snajperski i wystrzelił pocisk przeciwpancerny w kierunku żołnierzy Sił Obronnych Izraela (IDF) prowadzących operacje inżynieryjne w pobliżu Rafah w południowej części Gazy, na co armia odpowiedziała ogniem. Miasto leży po kontrolowanej przez Izrael stronie tzw. żółtej linii, do której wycofało się wojsko podczas zawieszenia broni. Izraelski minister obrony Israel Kac zapowiedział, że IDF „odpowie z całą siłą”, a Hamas „zapłaci z odsetkami”. Wbrew temu, co podają niektóre media, nie było jednak ataków rakietowych ze strony Gazy w kierunku południowego Izraela.

I druga rzecz: Brygady al-Kasama, zbrojne ramię Hamasu, ogłosiło, że opóźnia zwrot ciała zakładnika znalezionego we wtorek ze względu na „naruszenia zawieszenia broni przez Izrael”. „Podkreślamy, że jakakolwiek eskalacja działań syjonistycznych utrudni poszukiwania, wykopaliska i odzyskiwanie ciał, co doprowadzi do opóźnienia w odzyskiwaniu ciał poległych żołnierzy okupanta” – oświadczył Hamas. Wcześniej twierdził, że ciało znaleziono w jednym z tuneli i odda je o godz. 20 czasu lokalnego.

Czytaj też: Co z mapy, to z serca. Pytanie o państwo palestyńskie wciąż jest całkowicie abstrakcyjne

Presja czy coś więcej?

Netanjahu po konsultacjach nakazał wojsku natychmiastowe rozpoczęcie „siłowych ataków” w Strefie Gazy. Są doniesienia o nalotach we wszystkich częściach półenklawy, zarówno na północy, południu, jak i w centrum. Mowa o ataku m.in. na okolice szpitala Al-Szifa, na zachód od miasta Gaza, a także na obóz dla uchodźców Al-Szati. W ten sposób Izrael chce wzmocnić presję na Hamas, by szybciej odzyskać ciała zakładników. Strategia ta może okazać się nieskuteczna, grozi też kolejnym wybuchem ostrej fazy konfliktu.

Ostatnio do podobnej sytuacji doszło 19 października. Wówczas Izrael oskarżył Hamas o kilka incydentów, w tym ataki na swoje wojska w okolicy Rafah. Zginęło wówczas dwóch izraelskich żołnierzy trafionych pociskiem przeciwpancernym przez bojowników, którzy wyszli z jednego z tuneli, ciężko ranny został też rezerwista. Hamas bronił się, że to nie on atakował izraelskich żołnierzy, ale inne grupy zbrojne. Wówczas w serii nalotów w ciągu jednego dnia zginęło 45 Palestyńczyków. Wtedy Izrael zablokował również możliwość wjazdu pomocy humanitarnej do Strefy Gazy, tym razem jednak władze zdecydowały, że na razie pomoc będzie płynąć dalej.

Teraz Hamas również twierdzi, że nie ma związku z atakami na żołnierzy w Rafah, co sugeruje, że zależy mu jednak na podtrzymaniu zawieszenia broni. Natomiast Netanjahu jest mniej przywiązany do tej idei. Owszem, zgodził się na rozejm, ale ewidentnie przymuszony przez Donalda Trumpa, co również kosztowało go wizerunkowo.

Nie jest więc wykluczone, że oprócz oficjalnego celu, jakim jest wywarcie presji na Hamas, Netanjahu testuje również samego Trumpa, który uważa się za ojca sukcesu, jakim było doprowadzenie do zawieszenia broni w Gazie. W ostatnich dniach z wizytą w Izraelu było wielu amerykańskich urzędników wysokiego szczebla, w tym wiceprezydent J.D. Vance, Jared Kushner, Steve Witkoff i sekretarz stanu Marco Rubio. Izraelska prasa nazwała zjawisko tych pielgrzymek „Bibi-sittingiem” (co jest nawiązaniem do zdrobnienia imienia Netanjahu). Doszło wówczas do kuriozalnych oświadczeń ze strony premiera, że „Izrael jest suwerennym krajem” i „nie jest protektoratem”. Oliwy do ognia w tej sprawie dolał m.in. Steve Bannon, były bliski doradca Trumpa z pierwszej kadencji, który wprost stwierdził, że Izrael jest protektoratem USA, a w prasie pojawiały się również takie określenia jak „wasal”.

Być może dzisiejsze wznowienie ataków na Strefę Gazy należy właśnie czytać w tym kontekście jako próbę „wybicia się na niepodległość” wobec USA, a przynajmniej wypuszczenie balonu próbnego, by sprawdzić, jak zareaguje Trump.

Czytaj też: W wojnach nie ma zwycięzców. Czy ta się skończyła? „Gaza już nigdy nie będzie taka sama”

Hamas gra ciałami zakładników?

Nie musi to być jedyny powód. W poniedziałek izraelski dron przelatujący nad wschodnią częścią miasta Gaza, zarejestrował członków Hamasu niosących biały worek ze szczątkami, a następnie umieszczających go w dole wykopanym przez traktor. Następnie dół zasypano. Później Hamas powiadomił Czerwony Krzyż, że właśnie „odnalazł kolejne ciało zakładnika”. Po identyfikacji w Izraelu okazało się, że należało ono do Ofira Tzarfatiego, który zginął 7 października.

Problem w tym, że według porozumienia o zawieszeniu broni Hamas miał oddać wszystkie ciała, jakie udało mu się zlokalizować, w ciągu 72 godz. Teraz Izrael ma pretekst, by twierdzić, że grupa złamała porozumienie i celowo opóźnia oddanie ciał. Co więcej, rząd Netanjahu może starać się teraz przesunąć żółtą linię w głąb Strefy Gazy, wykorzystując wyżej opisany incydent. Nie może tego zrobić bez zgody USA, które są gwarantem porozumienia, ale właśnie otrzymał argument, by przekonać Amerykanów. Wiceprezydent Vance ogłosił dziś, że mimo izraelskich ataków zawieszenie broni jest wciąż utrzymywane.

Nie mamy jeszcze pełnej jasności, co się dzieje. Dość szybko się przekonamy – mówi mi jeden z izraelskich generałów w rezerwie. Tymczasem wojsko ogłosiło, że „jest gotowe na każdy scenariusz”. A Hamas zapowiedział odwet „za każdy izraelski atak”. Pytanie więc, na ile zawieszenie broni ma szansę się naprawdę utrzymać.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Ziobrowie na wygnaniu. Jak sobie poradzą? „Trafiło ich. Ale mają plan B, już trwają zabiegi”

Zbigniew Ziobro wciąż nie wraca do Polski. Jaka przyszłość czeka byłego ministra sprawiedliwości i jego żonę Patrycję – do niedawna najbardziej wpływową parę polskiej polityki?

Anna Dąbrowska
25.11.2025
Reklama