Media: Witkoff uczył Rosjan, jak wpłynąć na Trumpa. Amerykanie już nawet nie udają, maski opadły
W tej opowieści są wątki, które po 11 miesiącach działania administracji Donalda Trumpa nie powinny już nikogo dziwić. A jednak wciąż szokują, zwłaszcza europejskich dyplomatów.
Otóż, jak twierdzi Bloomberg, Steve Witkoff, nowojorski deweloper bez doświadczenia w dyplomacji, mający jednak bezpośredni (czyli niezależny od jakichkolwiek instytucji) dostęp do ucha prezydenta USA, przekazywał Rosjanom informacje, które miały wpłynąć na stanowisko Białego Domu w kwestii pokoju w Ukrainie.
Czytaj też: Palec na spuście. Strzelać czy nie? Ochrona przestrzeni powietrznej NATO jest jak partia szachów
Rosjanie się cieszą
W połowie października ostatecznie upadł projekt szczytu pokojowego pomiędzy Trumpem a Władimirem Putinem w Budapeszcie – podobno z powodu interwencji sekretarza stanu Marco Rubio po rozmowie z Siergiejem Ławrowem. Amerykanin miał wtedy dojść do wniosku, że spotkanie Trumpa z rosyjskim dyktatorem nie ma sensu, skoro szanse na porozumienie pokojowe są niskie. Ale Witkoff znów wziął się do roboty.
Wtedy jeszcze Trump rzekomo poważnie rozważał wysłanie ukraińskim siłom rakiet Tomahawk. Z czasem jednak świat zrozumiał, że była to zasłona dymna, a plany te nie były możliwe do zrealizowania. Choćby dlatego, że Ukraina nie ma odpowiedniego zaplecza logistycznego i sprzętowego, by w pełni z tego rodzaju uzbrojenia korzystać. Tomahawki były jedynie retorycznym narzędziem nacisku na Rosję, żeby zgodziła się jak najszybciej usiąść do stołu negocjacyjnego – co zresztą się nie stało.