BDA, czyli Bomb Damage Assessment, to ocena skutków uderzeń wykonywanych przez lotnictwo, artylerię czy pociski rakietowe. Ma duże znaczenie dla planowania działań.
W Ukrainie nastroje mocno siadły – zaufanie do władzy i wiara w to, że sprawy idą w dobrym kierunku. Do tego zza oceanu przychodzą przygnębiające wieści.
Gen. Ołeksandr Syrski jest naczelnym dowódcą wojsk ukraińskich i ciąży na nim olbrzymia odpowiedzialność. Ostatnio powiedział kilka ciekawych rzeczy dla brytyjskiego „Guardiana”. Wygląda na to, że ma plan.
Na początku wojny Rosjanie kompromitowali się po prostu makabrycznie. Nie potrafili nic, logistyka nie działała. Wszyscy z nich kpili: to ma być ta druga armia świata? To już jest niestety przeszłość.
Rosjanie okupują Krym od 2014 r. Co z niego mają? Najważniejsza jest wielka baza w Sewastopolu, do tego mniejsze porty wojenne i kilka lotnisk wojskowych. Mają umożliwiać panowanie nad Morzem Czarnym. Dlaczego tak się nie dzieje?
Zdjęcie kompletnie zniszczonego miasta wywołało ostatnio wiele komentarzy sugerujących, że to efekt stosowanej przez Ukraińców „taktyki spalonej ziemi”. Nic bardziej błędnego. Wyjaśniamy.
Bardzo istotne w lotnictwie są tzw. Force Multipliers. To elementy niebiorące udziału w walce, ale potęgujące możliwości sił bojowych. Na lądzie takim Force Multipliers są np. fortyfikacje. A w powietrzu? I czego Ukraina nie dostanie?
Rosja chciała Krymu, bo marzyła o dogodnych dla siebie bazach lotniczych i morskich. Mogłaby kierować stąd siły na Bliski Wschód, ale przede wszystkim kontrolować Morze Czarne.
Ile może trwać wojna? Nie widać szansy na osiągnięcie szybkiego przełomu z obu stron i nie zanosi się na załamanie społeczne ani w Ukrainie, ani w Rosji. W tej sytuacji znaczenia nabiera „głębia strategiczna”.
W czasie szczytu NATO, na imprezach towarzyszących i w kuluarach można było zauważyć, że generalicja Sojuszu traktuje Rosję jak mało groźnego ratlerka. Jej skuteczność w 2022 r. nie zachwycała, ale wiele się w tej armii zmieniło.