To nie Szwajcaria, cierpimy wszyscy. Palestyński inżynier o życiu na Zachodnim Brzegu
AGNIESZKA ZAGNER: – Jesteśmy w 40-tysięcznej miejscowości Dura pod Hebronem na Zachodnim Brzegu, która znana jest z dwóch rzeczy. Jedna to taka, że pod koniec lat 90. ówczesny izraelski premier Ehud Barak zaproponował, by to stąd poprowadzić most do Beit Hanun w Gazie, co łączyłoby oba terytoria palestyńskie. A druga to centrum rehabilitacyjne, które pan prowadzi, jeden z niewielu tak kompleksowych ośrodków na Zachodnim Brzegu.
MOHAMMED T. ALSAYYED AHMAD: – Tamten most pozostał w sferze wizji, w tej chwili mamy jedynie mostek prowadzący z jednej strony ulicy na drugą. Ale centrum rzeczywiście działa.
To jak to jest z tą Palestyną – jest, nie ma? Bo ostatnio mieliśmy wielką falę jej uznawania. Jaki to ma wpływ na codzienne życie tutaj?
Jest wiele rezolucji ONZ w naszej sprawie, ale nie ma to większego wpływu na nasze życie. Jest tylko gorzej. Kilka tygodni temu słyszałem, jak ktoś tu powiedział: „nie podejmujcie już żadnych rezolucji w naszej sprawie, bo za każdym razem, gdy to robicie, pojawia się 200 albo 300 nowych bram przy wjazdach do naszych miast”. To tylko pogarsza sytuację. Izrael staje się coraz bardziej bezwzględny. Na porządku dziennym są rzekome przeszukania. Wojsko wchodzi do mieszkania ludzi późno wieczorem i każe im je opuścić na 24 godz., twierdząc, że musi je zająć. Każdej nocy przychodzą do kilku domów, przeszukują je, niszczą rzeczy, przewracają wszystko do góry nogami, instalują punkt wojskowy. Nie szukają ludzi, bo w odróżnieniu od Nablusu czy Dżeninu, gdzie tropią powiązanych z Hamasem, u nas ich nie ma, miasto jest spokojne.
Po co więc przychodzą?
Nie wiadomo. Ostatnio starszy człowiek siedział przed swoim sklepem, na krześle.