Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

To nie Szwajcaria, cierpimy wszyscy. Palestyński inżynier o życiu na Zachodnim Brzegu

Izraelscy żołnierze aresztują podejrzanych Palestyńczyków w Durze pod koniec października 2024 r. Izraelscy żołnierze aresztują podejrzanych Palestyńczyków w Durze pod koniec października 2024 r. Mamoun Wazwaz / Anadolu/ABACAPRESS.COM / Forum
Jest wiele rezolucji ONZ w naszej sprawie, ale nie ma to większego wpływu na nasze życie. Jest tylko gorzej – mówi dr Mohammed T. Alsayyed Ahmad, prezes Stowarzyszenia Charytatywnego Dura al Amal.
Dr Mohammed T. Alsayyed Ahmadmat. pr. Dr Mohammed T. Alsayyed Ahmad

AGNIESZKA ZAGNER: – Jesteśmy w 40-tysięcznej miejscowości Dura pod Hebronem na Zachodnim Brzegu, która znana jest z dwóch rzeczy. Jedna to taka, że pod koniec lat 90. ówczesny izraelski premier Ehud Barak zaproponował, by to stąd poprowadzić most do Beit Hanun w Gazie, co łączyłoby oba terytoria palestyńskie. A druga to centrum rehabilitacyjne, które pan prowadzi, jeden z niewielu tak kompleksowych ośrodków na Zachodnim Brzegu.
MOHAMMED T. ALSAYYED AHMAD: – Tamten most pozostał w sferze wizji, w tej chwili mamy jedynie mostek prowadzący z jednej strony ulicy na drugą. Ale centrum rzeczywiście działa.

To jak to jest z tą Palestyną – jest, nie ma? Bo ostatnio mieliśmy wielką falę jej uznawania. Jaki to ma wpływ na codzienne życie tutaj?
Jest wiele rezolucji ONZ w naszej sprawie, ale nie ma to większego wpływu na nasze życie. Jest tylko gorzej. Kilka tygodni temu słyszałem, jak ktoś tu powiedział: „nie podejmujcie już żadnych rezolucji w naszej sprawie, bo za każdym razem, gdy to robicie, pojawia się 200 albo 300 nowych bram przy wjazdach do naszych miast”. To tylko pogarsza sytuację. Izrael staje się coraz bardziej bezwzględny. Na porządku dziennym są rzekome przeszukania. Wojsko wchodzi do mieszkania ludzi późno wieczorem i każe im je opuścić na 24 godz., twierdząc, że musi je zająć. Każdej nocy przychodzą do kilku domów, przeszukują je, niszczą rzeczy, przewracają wszystko do góry nogami, instalują punkt wojskowy. Nie szukają ludzi, bo w odróżnieniu od Nablusu czy Dżeninu, gdzie tropią powiązanych z Hamasem, u nas ich nie ma, miasto jest spokojne.

Po co więc przychodzą?
Nie wiadomo. Ostatnio starszy człowiek siedział przed swoim sklepem, na krześle. Przyszli, zabrali, pobili. Za nic. Po prostu siedział przed swoim sklepem.

Co czują Palestyńczycy, gdy słyszą takie historie?
Że nikt się nimi nie przejmuje. Że muszą po prostu z tym żyć. Ludzie chcą żyć w spokoju, coraz więcej myśli o wyjeździe stąd, ale większość chce zostać. Cokolwiek się stanie.

Stać się właściwie mogą trzy rzeczy: może powstać prawdziwe państwo palestyńskie, może dojść do aneksji Zachodniego Brzegu przez Izrael lub pozostać tak, jak jest.
Patrząc realistycznie, obecny izraelski rząd niczego nam nie da. Przez konfiskatę ziemi podzielono Zachodni Brzeg na wiele kawałków – niektóre są połączone, inne nie. Nie da się stworzyć państwa w obecnej sytuacji, chyba że zlikwiduje się osiedla i osadnicy opuszczą te tereny. Obecnie nie ma podstaw dla niepodległego państwa. Osadnicy powołują się na „biblijne prawo do tej ziemi”. Załóżmy, że jakaś grupa ludzi mieszkała tu kiedyś, miała ziemię, potem odeszła. Ktoś inny ją kupił, zamieszkał. Potem przyszedłem ja. A po mnie ktoś inny. To nie znaczy, że ten pierwszy może po tysiącach lat wrócić i rościć sobie prawa do tej ziemi. To nielogiczne. Ale światem rządzi siła, nie logika.

Co się w Durze zmieniło po 7 października?
Bardzo wiele, na gorsze. Wcześniej wielu ludzi pracowało w Izraelu, cała gospodarka była z tym powiązana. A potem to się skończyło, a władze palestyńskie nie otrzymują podatków, więc rząd nie może wypłacać pensji. Wielu ludzi popadło w ubóstwo. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, sytuacja jest dramatyczna, ciągłe naloty żołnierzy, coraz większa ich brutalność na checkpointach. Nie ma na Zachodnim Brzegu miejsca, które byłoby jak Szwajcaria. Wszyscy cierpimy w podobny sposób.

A co pan sam sądzi o tym, co stało się 7 października? Czy to, co zrobił Hamas, było dobre dla Palestyńczyków? Palestyńczycy teraz cierpią jeszcze bardziej.
To, co stało się 7 października, było rezultatem 16 lat cierpienia, oblężenia Gazy, braku swobody ruchu. Ale konflikt nie zaczął się wtedy, on trwa od dziesięcioleci. Czy to było dobre dla Palestyńczyków? Zależy, jak na to spojrzeć. Jeśli patrzysz tylko materialnie – ile osób zginęło, ile zyskano, to nie. Ale jeśli patrzysz szerzej, to po 7 października świat znów zaczął mówić o problemie palestyńskim. ONZ i inne organizacje zaczęły go traktować poważniej. Więc w tym sensie sprawa Palestyny wróciła na światową agendę, ale zapłaciliśmy za to bardzo wysoką cenę. Ani ja, ani nikt nie może potępiać ludzi w Gazie. My tu żyjemy w lepszych warunkach, ale oni nie. Nie można, siedząc w komforcie, oceniać ludzi, którzy cierpią.

Czy to znaczy, że popiera pan to, co Hamas zrobił 7 października? Zabijanie ludzi?
W wojnach zawsze zdarzają się błędy. Ale lepiej zapytać, dlaczego świat mówi o zakładnikach w Gazie, a nikt nie mówi o 13 tys. Palestyńczyków w izraelskich więzieniach – niektórzy siedzą ponad 20 lat. Nie wszyscy są bojownikami, aresztowano też kobiety, dzieci. To, co stało się 7 października, jest efektem długiej historii, desperacji. Dlaczego skupiamy się na tym jednym wydarzeniu, gdy to zaledwie niewielki procent tego, co Izraelczycy zrobili po 7 października?

Rozmawiam i z Izraelczykami, i z Palestyńczykami, często pytam ich o 7 października. Widzę, że obie strony mają zupełnie inne spojrzenie na to, co się stało tamtego dnia, i inaczej widzą konsekwencje.
Cóż, nie jestem politykiem. Nie lubię polityki. Ale czasem trzeba o niej mówić.

Pana specjalnością jest inżynieria geotechniczna, czyli zna się pan na fundamentach budynków i konstrukcji. Ale na Zachodnim Brzegu nie ma pociągów, tramwajów, mostów, nie mówiąc o lotnisku czy metrze.
To wydaje się dziś wyłącznie w sferze marzeń. Nie wolno nam budować mostów, wielkich konstrukcji, które łączyłyby miasta. Miasta się duszą, przybywa samochodów, a ulice pozostają takie same.

Nie wszystko da się jednak zrzucić na Izrael. Zawsze zastanawia mnie np., dlaczego nie macie transportu publicznego z prawdziwego zdarzenia. Do tego chyba nie potrzeba zgody Izraela?
Nie wiem. Kiedyś to mieliśmy. Wiele problemów wynika z działań Izraelczyków, ale wiele też z nas samych. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby rząd podjął decyzję w tej sprawie albo żeby zachęcił sektor prywatny do stworzenia transportu publicznego.

A jak tu wygląda życie codzienne? Rozumiem, że nie może pan pojechać ani do Gazy, ani swobodnie do Izraela?
W Gazie byłem raz, w 2000 r., przed drugą intifadą. Jestem z zawodu inżynierem, zajmuję się arbitrażem w projektach budowlanych, więc pojechałem tam rozwiązać spór w jednej ze spraw. To niedaleko stąd, ale jeśli nie masz pozwolenia, nie możesz tam po prostu pojechać. W Jerozolimie ostatni raz też byłem ponad 20 lat temu. Potem pięciokrotnie składałem wniosek o pozwolenie, ale za każdym razem mi odmawiano. Podawanych powodów nie da się zrozumieć. Ostatnio, kilka tygodni temu, napisano, że „brakuje dodatkowych dokumentów”. Teoretycznie spełniam wszelkie kryteria, mam 70 lat, paszport, dowód, kartę magnetyczną – wszystko legalne – a mimo to piszą o „niewystarczających dokumentach”. Jedyne, co mogę zrobić, to się temu podporządkować. Czuję się bezsilny. Dlatego jak mogę, staram się pomagać ludziom na miejscu.

Centrum rehabilitacji, które pan prowadzi wygląda imponująco jak na warunki palestyńskie, służy nie tylko dorosłym, ale i dzieciom z różnymi rodzajami niepełnosprawności.
Tak naprawdę wszyscy w Palestynie potrzebują rehabilitacji, przemoc jest tu ogromna, dzieci widzą, jak żołnierze traktują ich rodziców, to odbija się na zdrowiu psychicznym wszystkich. Mamy terapie dla pacjentów neurologicznych, ruchowe, wzrokowe, słuchowe, logopedyczne. Od pacjentów pobieramy niewielką opłatę, ułamek prawdziwych kosztów, ale jeśli kogoś i tak nie stać na opłacenie drobnej kwoty, to nie odmawiamy pomocy. Teraz właśnie przygotowujemy się do otwarcia szpitala rehabilitacyjnego, bo takiego w ogóle na Zachodnim Brzegu nie ma. To jednak ogromy koszt, 14 mln euro. Na razie mamy grunt pod inwestycję, chociaż jeszcze nie mamy pieniędzy, ale nie poddajemy się, marzymy i wierzymy. Bo i w tej naszej małej Durze zdarzają się cuda. Działam też w Stowarzyszeniu Pionierów Akademickich, do którego należą doktorzy i profesorowie z Dury. Tu niedaleko pracuje nauczyciel matematyki, który rozwiązał problem matematyczny, nad którym przez 20 lat pracowały uniwersytety na całym świecie. To nauczyciel licealny, chociaż ma doktorat, co jest rzadkością w szkołach średnich. Mamy wielu młodych, zdolnych ludzi, potrzebują jednak wsparcia, by mogli dalej się rozwijać i osiągać sukcesy, nie tylko dla Palestyny, ale dla całego świata. W ogóle u nas jest najwięcej wykształconych ludzi w całym dystrykcie hebrońskim, nawet więcej niż w samym Hebronie. Tam w mieście są fabryki, przemysł, kupcy, to miasto handlowe. U nas nie ma wielkiego przemysłu ani rolnictwa, więc ludzie inwestują w edukację swoich dzieci. Tylko to ma przyszłość.

***

Dr Mohammed T. Alsayyed Ahmad studiował inżynierię lądową w Kairze, pracował w Politechnice Hebrońskiej. Magisterium ukończył w 1984 r. w USA, dokąd – po krótkiej przerwie na pracę na lokalnym uniwersytecie – wrócił i zrobił doktorat. Od 1990 r. mieszka na stałe w miejscowości Dura, jest prezesem Stowarzyszenia Charytatywnego Dura al Amal, które prowadzi centrum rehabilitacji w tym mieście.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Dudowie uczą się codzienności. Intratna propozycja nie przyszła, pomysłu na siebie brak

Andrzej Duda jest już zainteresowany tylko kasą i dlatego stał się lobbystą – mówią jego znajomi. Państwo nie ma pomysłu na byłych prezydentów, a ich własne pomysły bywają zadziwiające.

Anna Dąbrowska
04.11.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną