Były izraelski żołnierz: Tanie stało się życie Palestyńczyków w Gazie. Przekroczyliśmy Rubikon
AGNIESZKA ZAGNER: – W Strefie Gazy według oficjalnych danych Hamasu zginęło prawie 70 tys. osób, większość ofiar śmiertelnych stanowią kobiety i dzieci. Ilu z nich można było uniknąć?
YEHUDA SHAUL: – Dwa wydarzenia mówią wiele o tym, gdzie dziś jesteśmy. W 2002 r. IDF (Izraelskie Siły Obronne) dokonały zamachu na Salaha Szehadę, dowódcę skrzydła wojskowego Hamasu w Gazie. W tym ataku prócz niego zginęło 14 osób postronnych, w tym jego żona i dzieci. Ostatecznie sprawa dotarła do Sądu Najwyższego, co doprowadziło do powołania wewnętrznej komisji w IDF, która ustaliła, że doszło do błędu wywiadu oraz że gdyby wojskowi wiedzieli, że zginie kilkanaście niewinnych osób, nie pociągnęliby za spust. Mówimy o dowódcy Hamasu w Gazie. A w obecnej wojnie zatwierdzano ataki, w których z góry przewidywano nawet 300 ofiar cywilnych jako „straty poboczne”. I nie mówimy tu o Mohammedzie Deifie, gdzie można by jeszcze dyskutować o proporcjonalności. Mówimy o dowódcach batalionów Hamasu. 14 ofiar to było „za dużo” w 2002 r. – a dziś 300 to akceptowalna liczba. Myślę, że te dwie historie pokazują, jak tanie stało się życie Palestyńczyków w Gazie w oczach IDF i izraelskiego rządu.
Inna armia
Kiedy widzieliśmy się kilka lat temu, opowiadał mi pan, jak z każdą kolejną wojną IDF i Izrael przesuwają granice coraz dalej, przekraczając kolejną „czerwoną linię”, którą wcześniej sami sobie wyznaczyli.
W poprzednich wojnach w Gazie uderzenia, w których przewidywano 20 ofiar cywilnych, były ekstremalnie rzadkie, wręcz niespotykane.