Dlaczego Węgrzy nagle napadli na Czechów w sprawie dekretów Benesza, które w 1945 r. były podstawą prawną konfiskaty mienia i wypędzenia Niemców sudeckich z Czechosłowacji. Aby się przypodobać Niemcom?
Nikt na nikogo nie napadał. To była niezręczna odpowiedź premiera Orbana na pytanie dziennikarza, która spowodowała lawinę. Oczywiście z punktu widzenia solidarności krajów czworokąta wyszehradzkiego w ostatniej fazie negocjacji z UE wypowiedź Orbana była dużym błędem. W rzeczywistości jednak taka solidarność nie istnieje. Sąsiedztwo to rzadko kiedy ciepłe uczucia. Pod tym względem stosunki polsko-węgierskie są raczej wyjątkiem. Węgiersko-słowackie czy węgiersko-czeskie zawsze były chłodne.
Wracają zatem dawne konstelacje.
Są pewne podobieństwa między sytuacją obecną a międzywojenną. Nie wolno też zapominać, że te kraje w czasie wojny były w sferze rządów niemieckich, potem przez ponad czterdzieści lat były „bratnimi krajami”. Bez rzeczywistego braterstwa, natomiast z zamrożeniem w lodówce wszystkich kwestii narodowych i etnicznych. Oczywiście to, co po wojnie w Czechach, na Słowacji czy w Polsce wyrządzono Niemcom, było zastosowaniem zasady odpowiedzialności zbiorowej, niezależnie od tego, na ile ten czy ów oklaskiwał Hitlera i uczestniczył na przykład w rozbiciu Czechosłowacji.
Wracają jeszcze starsze układy z czasów monarchii habsburskiej. Węgrzy i Austriacy w jednej łódce, Czesi sami sobie, a Polacy z boku.
W monarchii habsburskiej rzeczywiście wszystkie narody ciągnęły w swoją stronę. Z wyjątkiem – po 1867 r. – Węgrów, którzy mogli się z Austriakami kłócić, jednak czuli się współodpowiedzialni za monarchię. Co do Niemców sudeckich, to z 3 mln wypędzonych około 200 tys. osiedlono w Austrii, gdzie ich bardzo źle przyjęto.