Archiwum Polityki

Stery i drogowskazy

Szymon Kobyliński był autorem „Polityki” od samego początku, czyli od 1957 r., zakończył zaś współpracę po 33 latach. W historii Polski był to ważny rozdział, a może nawet kilka rozdziałów: od popaździernikowego zniechęcenia do entuzjazmu odzyskanej suwerenności.

Czasy się zmieniały, ale mały prostokącik przy winiecie „Polityki” to było okienko, przez które zawsze, nawet w najgorszych latach PRL, można było wyjrzeć na lepszą, bardziej logiczną stronę rzeczywistości. Kiedy dzisiaj przegląda się w archiwum stare roczniki tygodnika, zwłaszcza te z lat pierwszych, uderza wręcz dysproporcja między powierzchnią zajmowaną przez sążniste, oficjalne artykuły a kruchością pracy pana Szymona. Ale to w tych prostych rysunkach jest więcej prawdy o tamtych czasach.

Kobyliński był kronikarzem obyczajów publicznych. Wyśmiewał wady pospolite, ale także zachowania gwarantujące sukcesy i kariery, czyli oportunizm i koniunkturalizm. Nie oszczędzał nawet kolegów dziennikarzy, którzy z okazji kolejnych politycznych przełomów dawali krótkotrwałe popisy licencjonowanej bezkompromisowości.

Był rysownikiem bardzo nowoczesnym. Do perfekcji opanował sztukę skrótu: potrafił „opowiedzieć” skomplikowaną sytuację społeczno-polityczną za pomocą kilku prostych kresek i zwięzłego inteligentnego podpisu. Ulubiony bohater, brzuchaty człowieczek z dużym nosem, najczęściej wyobrażał aparatczyka, który uważa, iż rzeczywistość nie ma racji, gdyż rację ma on i programy uchwalane przez władzę. Ale czasem bywał to zwykły prostaczek, Everyman z PRL, który w zasadzie nie powinien już niczemu się dziwić, a jednak dziwił się, szukał logiki tam, gdzie jej nie było, próbował na własny rozum rozwiązywać problemy wówczas nie do rozwiązania.

Z upodobaniem używał Kobyliński pewnych atrybutów i symboli: były to na przykład stery, drogowskazy, strzelnice. Ster sterował sternikiem, drogowskazy wprowadzały w błąd, zamiast wskazywać drogę do celu, a tarcza zawodziła strzelca. Spójrzmy raz jeszcze na rysunki Mistrza. To była rzeczywistość, w której żyliśmy i o której tak szybko zapominamy.

Polityka 17.2002 (2347) z dnia 27.04.2002; Kultura; s. 58
Reklama