Archiwum Polityki

Najgorszy jest strach

Wokół padaczki utrzymuje się tyle mitów i uprzedzeń, jakbyśmy nie wyszli z epoki średniowiecza. Co prawda nikt już nie wypala tej choroby z ciała rozżarzonym żelazem, ale życie z nią dla wielu osób wciąż oznacza piętno upokorzenia i strachu.

Doświadczenia pacjentów dotkniętych padaczką są do siebie podobne: problemy w szkole, trudności ze znalezieniem pracy, izolacja w najbliższym otoczeniu. Od wczesnego dzieciństwa dominuje lęk – czy nie przytrafi mi się nagły atak, jak wtedy zareagują świadkowie, kto pomoże?

24-letnia Sylwia Klyszcz, u której padaczka jest najprawdopodobniej wynikiem urazu doznanego podczas porodu, pierwszy poważny napad choroby przeżyła trzy lata temu. – I dopiero po pół roku od tego incydentu zdecydowałam się pójść do lekarza – przyznaje. – Bałam się usłyszeć, co mi dolega i na ile było to możliwe, odsuwałam prawdę od siebie. Nawet mama Sylwii o niczym nie wiedziała, ponieważ gdy napady zdarzały się nocą, pomagał jej brat, któremu nakazała milczenie. W końcu nie było wyjścia: dziewczyna traciła przytomność co noc.

Czterysta lat ignorancji

Padaczka pozostaje chorobą wstydliwą. W starożytnym Egipcie uznawano ją za świętą, ale w czasach inkwizycji chorych palono na stosie, uznając za opętanych przez diabła. Na padaczkę chorowali: Juliusz Cezar, Dostojewski, Napoleon i ich najbliżsi skrzętnie ukrywali ten fakt. Religijne przesądy minęły, nie odeszły jednak w niepamięć mity, które kreują fałszywy obraz tej choroby w naszej świadomości. Hinduski lekarz Rajendra Kali przewrotnie zauważył, że „historia padaczki to czterysta lat ignorancji, uprzedzeń i piętna, po których nastąpiło sto lat wiedzy, uprzedzeń i piętna”.

Czyżby rzeczywiście coraz lepsze poznanie przyczyn padaczki w niczym nie pomogło chorym? Przecież już wiemy, że bierze się ona z nadmiernych wyładowań elektrycznych, zachodzących w czasie pracy komórek nerwowych mózgu. Nadmiar tych wyładowań (normalne przepływy elektryczne służą do przekazywania impulsów nerwowych) w zależności od lokalizacji powoduje różnego rodzaju napady, co nie ma żadnego związku z chorobą psychiczną ani – jak sądzono jeszcze sto lat temu – nadużyciami rozkoszy miłosnych.

Polityka 17.2002 (2347) z dnia 27.04.2002; Społeczeństwo; s. 82
Reklama