Archiwum Polityki

„Niech żyje szmira”

I oto dinozaur polskiej krytyki filmowej, szanowny pan redaktor Zygmunt Kałużyński, autorytet, jak wiadomo światowy (kto wie czy nie „wszechświatowy”), wpadł na pomysł wręcz genialny: wytypować najgorsze filmy (POLITYKA 14). Miałam dzięki temu okazję przeczytać drwiący opis jak to „panna Petry” fika sobie z Lindą. Gratuluję panu Kałużyńskiemu zmysłu statystycznego: tu robię „to” sześć razy, tam zjadam cztery łyżeczki, tam jeszcze cztery sztuki czegoś.

Ale nie o to chodzi. Otóż film może się podobać lub nie. Dotyczy to każdego filmu i każdego widza. Nie wiem jednak, dlaczego akurat ja mam być – po raz kolejny – ofiarą prasy, która już dawno wyeksploatowała pasjonujący temat dziwnej, podejrzanej szamanki. Nie pisałabym niniejszego listu, gdyby nie fakt, że oto w „Polityce” – zasłużonym tygodniku, który czytuję regularnie – pełni zapału graficy zadowolili się umieszczeniem mojej twarzy przy jakże przyciągającym oko tytule. Czyżby nie było innego kadru z filmu? Czy czytelnik musi koniecznie kojarzyć moją twarz z apelem „Niech żyje szmira!”? Czy znana niechęć – odwzajemniona – redaktora Kałużyńskiego do Andrzeja Żuławskiego musi odbijać się na mnie? A tak na marginesie, szanowny panie redaktorze, to wiem, że na pana przychylność trzeba sobie wielce zasłużyć. Gdzie tam mnie do takiej Whoopie Goldberg, którą pan tak wychwalał w jednym z felietonów za rolę w „Zakonnicy w przebraniu”, filmie, jak wiadomo, z pierwszej ligi intelektualnej?

Iwona Petry

Polityka 17.2002 (2347) z dnia 27.04.2002; Listy; s. 105
Reklama