To nie jest film do pokazywania w dzisiejszych multikinach, starających się zapewnić widzowi maksimum przyjemności. Nawet na festiwalu w Cannes obraz Szweda Roya Anderssona, choć startował w konkursie i dostał w końcu Nagrodę Jury, wyświetlany był w najmniej reprezentacyjnej sali i spora część krytyków w ogóle go nie zobaczyła. Najkrócej mówiąc jest tu pokazany obrzęd zbiorowego pogrzebu wszystkich wartości, mających dotychczas jakiekolwiek znaczenie dla ludzkości. Nie liczy się już ani rodzina, ani religia. Krzyże są towarem na sprzedaż – te, które nie znalazły nabywcy, trafiają na śmietnik. Nie udają się nawet sztuczki prestidigitatorom. Ulicami przeciągają od czasu do czasu biczownicy, odwalający rutynowo swój rytuał. Nikt tu nie czeka nawet na Godota, ponieważ z góry wiadomo, iż nie pojawi się. Jak na film powstający na powitanie nowego wieku i tysiąclecia, wizja mało optymistyczna. Oczywiście jest to tylko metafora, rzecz dzieje się w nienazwanym miejscu na świecie, w jednym z tych miast podobnych do innych miast, ale bez trudu można rozpoznać sytuacje znane z rzeczywistości, jak również cytaty filmowe i literackie. „Pieśni z drugiego piętra” składają się z długich ujęć – scen (jest ich tylko 46) nie zawsze powiązanych ze sobą dramaturgicznie. Może nie wszystkie epizody mają najwyższą wartość artystyczną, ale film na dłużej pozostaje w pamięci widza. Takiej niepięknej katastrofy na pewno nie nakręcą w Hollywood. (zp)
[dobre]
[średnie]
[złe]