Archiwum Polityki

Nie zdradził stylu

Był pisarzem. Był krytykiem. Czym najpierw: krytykiem czy pisarzem, niepodobna rozstrzygnąć, bo i właściwie niepodobna rozdzielić w jego osobie tych funkcji. Rola twórcy opowieści własnych i rola komentatora cudzych dzieł zrosły się w nim organicznie, tworząc hybrydę niezwykłą.

Książki, spektakle, filmy, obserwacje stanowiły pożywkę jego eseistyki, gatunkowo przynależnej krytyce, ale zakrojonej przecież o wiele szerzej. Czymże były szkice z pamiętnego „Szekspira współczesnego” z lat sześćdziesiątych? Nową interpretacją „Leara” i „Jak wam się podoba” – czy uchwyconym w kapitalnym skrócie wizerunkiem czasów jeszcze przesiąkniętych Wielkim Mechanizmem Historii co przemielił trony i narody, a już w swobodzie seksualnej, w migotliwej goryczy płciowych przebieranek odnajdujących nowe impulsy i inspiracje? Czym był tom „Zjadanie Bogów” pisany na Zachodzie w latach siedemdziesiątych? Lekturą klasycznej dramaturgii greckiej – czy opisem stanu ducha współczesnych, którzy stracili wiarę w porządek dziejów i w sankcję metafizyczną, a pozostał im tylko egzystencjalny absurd? Czymże wreszcie był „Kadysz” sprzed paru lat? Opisem teatru umierającego wraz ze swoim twórcą Tadeuszem Kantorem – czy elegią dla odchodzącej epoki, jej złudzeń, wzruszeń i klęsk?

Ktoś wnikliwy odczyta może kiedyś, zbierając jego dzieło w całość, nieomal epicki zapis intelektualnych meandrów XX wieku – notowany na marginesach dzieł Szekspira, Aischylosa, Becketta, Głowackiego czy Mrożka.

W meandrach tych brał, rzecz jasna, osobisty udział. Nosiło go od ściany do ściany: od Maritainowskiego katolicyzmu z Francji lat trzydziestych, po nabożnie studiowany marksizm, od socrealistycznej gorliwości okresu powojennego po rewizjonizm, wymuszoną emigrację i anatemę w latach siedemdziesiątych, kiedy to gierkowska cenzura barbarzyńskim zwyczajem skreślała jego nazwisko nawet z przypisów. Przewiny z czasów stalinowskich nigdy nie zostały mu wybaczone: do końca spotykał się z wyrazami niechęci, rzadko zresztą tak wyrafinowanymi jak określenie „arcykapłan cnót transfiguracyjnych” pióra Tyrmanda bądź jak zjadliwy portret w ostatniej powieści Herlinga-Grudzińskiego, gdzie odmalowano go pod przejrzystym kryptonimem „Jan Liss”.

Polityka 1.2002 (2331) z dnia 05.01.2002; Wydarzenia; s. 87
Reklama