Archiwum Polityki

Szczęśliwego Nowego Roku

Życzenia bożonarodzeniowe składać można mniej więcej szczerze i uczciwie. „Wesołych świąt”, „Pogodnej Wigilii” i im podobne. Istnieje bowiem zawsze jakaś tam szansa, że się adresaci na te trzy dni zmobilizują. Przecierpią stoicko biegi z przeszkodami po sklepach, wytrzymają wielogodzinną, upiorną harówkę w kuchni i potem, przyczepiwszy sobie okolicznościowo serdeczne uśmiechy do twarzy, stawią jeszcze z olimpijską godnością czoło inwazji krewnych i powinowatych. Zresztą choinka bywa rzeczywiście ładna, prawie każdy lubi dostawać prezenty, a również kolęd (zgodnie z zasadą inżyniera Mamonia, iż najbardziej lubimy piosenki, które znamy) da się w umiarkowanej dawce posłuchać. Nawet nieszczęsny karp, odpowiednio zapity nie tylko barszczykiem, jest ostatecznie do strawienia, szczególnie gdy się pamięta, że już jutro dorwiemy się do porządnej wędliny. Co ważniejsze, pasterka, lub domniemany w niej udział, pozwala wywalić towarzystwo z domu przed północą. Nie jest tak źle.

Zupełnie inaczej z Nowym Rokiem. Chciejskie przesłania rodzaju: „Szczęśliwego Nowego Roku”, „Do siego roku” etc., jeśli nie są kpiną, to w każdym razie najzwyklejszym błazeństwem. Po pierwsze w owym Nowym Roku wszyscy się o rok postarzejemy, co nie jest nijak nowiną pomyślną, oznacza bowiem setki tysięcy nowych podagr, reumatyzmów, zawałów, wylewów, raków wszelkich organów, prostat, przepuklin i tak bez końca. Służba zdrowia za tym nie nadąży, bo jest na etapie poprawek do reform, a wszystkie pieniądze z charytatywnych zbiórek (Orkiestra Owsiaka, Podaruj dzieciom słońce) idą wyłącznie na bobasy. Dorośli zaś skazani są na ubój, chociaż ma się to nijak do elementarnych zasad demokracji.

Polityka 1.2002 (2331) z dnia 05.01.2002; Stomma; s. 90
Reklama