Archiwum Polityki

Globalizm Winieckiego

Pprzyznać muszę, że Jan Winiecki z „Wprost” jest od lat ulubionym moim felietonistą ekonomicznym. Wynika to z tego, że w sprawach gospodarczych jestem dupa. Tymczasem Winiecki umie wszystko wytłumaczyć tak łatwo i prosto, że nawet ja rozumiem. Co więcej, o ile jacyś tam Balcerowicz czy Kołodko komplikują i hamletyzują, on ma na wszystko odpowiedź natychmiastową, jedyną i oczywistą. Krytycy twierdzą wprawdzie, że gdyby recepty Winieckiego zastosować w praktyce, wskaźniki bezrobocia poszybowałyby niczym jaskółki zwiastujące wyż znad Azorów, Jaś na pewno by nie doczekał i pszczoły wyginęłyby na Podkarpaciu, ale są to niewątpliwie bezsilne złośliwości. Chociaż... Z przykrością stwierdzić trzeba, że niekiedy wielki i wspaniały świat profesora Winieckiego staje się aż tak prościutki, jednoznaczny i radosny, że w czytelniku budzić się jednak zaczynają pewne malkontenckie wątpliwości. I tak ostatnio zabrał się Winiecki za antyglobalistów.

Najpierw opis ogólny owych stworzeń. Antyglobaliści są to „chuligani”, którzy „intelektualnie nie różnią się od zwolenników irracjonalnego lewactwa”. Ich przedstawicielem w Polsce (przynajmniej jedynym podanym z nazwiska) jest Marcin Król, co nie wróży mu dobrze, gdyż jeżeli niegrzeczny gitarzysta wyraża swoje wątpliwości względem globalizmu, staje się automatycznie „rozchełstanym szarpidrutem”, cóż więc czekać może politologa i literata.

Z antyglobalistami polemizuje profesor Jan Winiecki ze zwykłą sobie swadą i większą nawet niż zazwyczaj klarownością argumentów. Co słowo, to cymes, co zdanie, to sedno. Dowiadujemy się na przykład, iż: „Statystyki wskazują, że poziom zanieczyszczenia środowiska jest tym wyższy, im niższy jest poziom rozwoju gospodarczego”.

Polityka 16.2002 (2346) z dnia 20.04.2002; Stomma; s. 98
Reklama