Przed czterema laty opublikowaliśmy raport „Dziura w sieci – siedem grzechów głównych polskiej komputeryzacji” (POLITYKA 8/98). Niestety, ówczesna diagnoza ciągle jest aktualna. Do dziś nie mamy strategii informatyzacji państwa, ciągle nie działają też podstawowe dla jego funkcjonowania systemy: podatkowy, celny, ewidencji pojazdów i kierowców (patrz ramka).
Jacek Uczkiewicz, generalny inspektor informacji finansowej, a do niedawna wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli, przypomina, że przed dwoma laty przeprowadził ankietę wśród 129 najważniejszych instytucji budżetowych, od ministerstw i urzędów wojewódzkich począwszy. Tylko 29 spośród nich dysponowało systemami informatycznymi umożliwiającymi nie tylko księgowanie, ale również prowadzenie analiz finansowych, co pozwoliłoby np. Ministerstwu Finansów na bieżąco analizować stan państwowej kasy. Co więcej, autorami owych 129 systemów było ponad 70 firm (wiele z nich już zbankrutowało) posługujących się piętnastoma różnymi standardami technologicznymi.
– Do dzisiaj bowiem nie wypracowaliśmy standardów informatyzacji w administracji publicznej – tłumaczy Uczkiewicz. – Propozycje takich standardów przygotowało w 1999 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, ale nie weszły one w życie. Na przykład w Szwecji cała administracja publiczna, rządowa i samorządowa zobowiązana jest do korzystania z jednego programu do obsługi finansów.
Egzamin dojrzałości
Nie dość, że brak standardów, brak też koordynacji. Poszczególne resorty, a nawet departamenty w tym samym resorcie (tak było m.in. w Ministerstwie Finansów) realizują różne projekty, które często nakładają się na siebie. Dubluje się budowę kosztownych sieci transmisji danych, zamiast stworzyć jedną wspólną dla całej administracji.