Archiwum Polityki

Dajcie nam komiks

Instytut Francuski w Krakowie dokonał oryginalnego eksperymentu kulturalnego: zaangażował szkoły polskie w wybór najważniejszych artystycznie komiksów opublikowanych w ubiegłym sezonie, a konkurujących o nagrodę zwaną Alph-Art na festiwalu w Angoulême, odbywającym się co roku w końcu stycznia.

Jest to w tej dziedzinie najpoważniejsza impreza światowa, porównywana do festiwalu filmowego w Cannes; odwiedza ją około 80 tys. amatorów, łączy się ona z targami, z wystawami, z przeglądami historycznymi, z cyklem spotkań autorskich, lecz przede wszystkim odbywa się tu kluczowy konkurs sztuki komiksu: wyspecjalizowane jury wybiera, spośród 33 pozycji nominowanych, album najlepszy, prócz tego wyznacza nagrody za scenariusz, dialog, rysunek oraz najciekawszy debiut.

Rozmiary oraz waga owego przedsięwzięcia mogą zaskoczyć polskiego odbiorcę kultury: komiks w jego repertuarze nie istnieje, zaś nazwa łączy się z opinią pogardliwą – albo coś dla dzieci, albo nędza kulturalna. Otóż jest to w naszym kraju największe nieporozumienie stulecia. Do którego skłania już sama używana u nas nieformalna nazwa „komiks”, przejęta mechanicznie z branżowej nomenklatury amerykańskiej „comic”, z przypadkowym i nieuzasadnionym dodatkiem liczby mnogiej (dołączone „s”). Francuzi stosują nazwę „rubryka rysowana” (bande dessinée), zaś od dawna już używany jest zwrot „literatura graficzna”, jako że jej pozycje bywają laureatami prestiżowej nagrody Pulitzera.

Jestem maniakiem interesującym się komiksami, ale gdy zdarza się okazja, by rozprawiać o nich, czuję się bezradny. Znajduję się w sytuacji filatelisty, który ma wyjaśnić wartość znaczka pozbawionego ząbków, wydanego w krótkiej serii na Martynice w 1891 r., słuchaczom, którzy na pocztę zachodzą tylko w ostateczności. Nie jestem jednak pewny, czy jest to trafne porównanie, bo tyczy specjalności marginalnej typu klubowego, gdy komiks należy do kultury uniwersalnej. Powiedzmy inaczej: jak wyjaśnić w krótkiej rozmowie, czym jest sztuka kina o półtorawiecznym dorobku, w kraju, gdzie nigdy nie widziano ekranu?

Polityka 9.2002 (2339) z dnia 02.03.2002; Kultura; s. 54
Reklama