Rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego są w praktyce często lekceważone. To groźniejsze niż demonstracyjna nieobecność prezydenta na dorocznym Zgromadzeniu Ogólnym Sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Nie bacząc na specyfikę pełnionego urzędu, także Lech Kaczyński przypuścił ostatnio, w ślad za bratem, atak na sędziów TK. Na podsumowujące pracę Trybunału posiedzenie nie przybyli też premier oraz marszałkowie Sejmu i Senatu. Absencja o tej skali nie miała precedensu w historii III RP.
Owszem, od paru lat orzeczenia Trybunału są ostateczne, a przepisy uznane za sprzeczne z konstytucją przestają obowiązywać. Rzecz w tym, że samo usunięcie wadliwej regulacji często nie rozwiązuje problemu. Jeśli rząd (i parlament) dostatecznie szybko nie wykażą inicjatywy legislacyjnej i nie przeforsują prawidłowych już rozwiązań, powstają luki bądź inne niespójności w systemie prawnym państwa. Takich przykładów jest wiele – sprawa europejskiego nakazu aresztowania, mienia zabużańskiego, ustalania czynszów. Nakłada się na to problem powtarzalności błędów popełnianych podczas tworzenia prawa – i to również w kwestiach, co do których Trybunał przedstawił już sugestie prawidłowych rozwiązań.
Prof. Marek Safjan, prezes Trybunału, komentuje: – Chodzi tu nie tylko o kulturę demokratyczną i prawną w państwie. Ale też o naszą pozycję w Europie – może na nią wpłynąć, na przykład, zwlekanie z decyzją odnośnie europejskiego nakazu aresztowania. Gra idzie wreszcie o duże pieniądze – za pasywność legislacyjną budżet zapłacił już zasądzonymi dla poszkodowanych obywateli odszkodowaniami. A środki na nie pochodzą przecież w końcu z naszych, obywateli, kieszeni.