Archiwum Polityki

Maria

Czekając na majową premierę „Kodu Leonarda da Vinci” warto zwrócić uwagę na nieporównanie skromniejszy, za to chyba ambitniejszy dramat o równie kontrowersyjnej problematyce. „Maria” zrealizowana została przez amerykańskiego skandalistę Abla Ferrarę. Złe, histeryczne, nieuporządkowane – tak najczęściej krytyka określa obsceniczne filmy niezależnego nowojorskiego twórcy, który wcześniej popisał się takimi hitami jak „Porywacze ciał” czy osławiony „Zły porucznik”. Znawcy nazywają je piekielnymi przypowieściami z powodu upodobania ich autora do gwałtu, przemocy i seksu oraz wyczulenia na sprawy moralne współczesnej Ameryki. Od pewnego czasu Ferrara zmienia jednak styl, dojrzewa jako artysta, nawiązuje coraz poważniejszą rozmowę z widzami, czego dowodem był na przykład dotykający fundamentów wiary, poczucia winy i doświadczenia religijnego gangsterski moralitet „Pogrzeb”. Rozegrana w kameralnej atmosferze i nabożnym skupieniu „Maria” jest bez wątpienia najdonioślejszym osiągnięciem Amerykanina, dziełem wyjątkowej urody, które kojarzyć się musi nie tylko z bestsellerową powieścią Dana Browna, ale i subtelnym, autotematycznym „Jezusem z Montrealu” Denisa Arcanda. Kwestie religijne: kim była Maria Magdalena, dlaczego przypisano jej rolę nierządnicy, chociaż ewangelie o tym milczą, co ją łączyło z Chrystusem i jakie to miało konsekwencje dla rozwoju chrześcijaństwa, rozważane są w filmie Ferrary na dwóch płaszczyznach. Prawdy historycznej próbuje dociec telewizyjny dziennikarz (Forest Whitaker), który w swoim programie rozmawia o tych sprawach z kompetentnym gronem ekspertów (m.in. z profesor Elanie Pagels, tłumaczką „Ewangelii Marii Magdaleny”).

Polityka 15.2006 (2550) z dnia 15.04.2006; Kultura; s. 64
Reklama