Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Zamieńcie się gustami

Końcówka lat siedemdziesiątych. Do Biura Paszportowego zgłasza się podenerwowany obywatel:
– Ja chcę wyjechać! Dokądkolwiek, byle daleko stąd.
– Ciekawa sugestia – zadumał się cywil za biurkiem. – Dlaczego chcecie wyjechać? Podajcie powód.
– W tym kraju jest za dużo świąt.
– Jak to?
– A tak to: kupię dziesięć deko szynki – święto, dostanę papier toaletowy – święto, wystoję w Delikatesach cytryny – święto...

Świąt wspomnianego typu już nie ma. Zostały inne. I też z nimi kłopot. Żeby nie szukać mozolnie przykładów – 22 lipca, dzień, który nie jest dniem wolnym od pracy, nie anonsuje swej ważności na kartce kalendarza, kto obchodził? Ci na prawo od prawicy. Tzw. postkomuniści dawno zapomnieli o tablicach ku czci KPP. Nie składali przed nimi kwiatków, nie wygłaszali przemówień. Za to chłopaczyska z Ligi Republikańskiej, podkomendni posła Mariusza Kamińskiego, pohecowali sobie pod tablicą, w końcu ją zdjęli przy akompaniamencie pokrzykiwań i pogróżek. Bohaterskiego czynu dokonali właśnie 22 lipca: Manifest i KPP udało się im połączyć w całość dzięki ogromnemu wysiłkowi szarych komórek. No i poradzili sobie z Kompartią. Co prawda mniej skutecznie niż tatko Stalin, ale liczą się intencje.

W „Naszym Dzienniku”, poletku oświadczalnym ojczulka Rydzyka, byłe święto lipcowe doczekało się przetykanego wierszami wypracowania pt. „Piewcy zbrodni”. Okazało się, że owi piewcy zbrodni to nie tylko twórcy, których rozszyfrowane nazwiska podano w nawiasach, lecz także autochtoni. A więc do piewców zbrodni zaliczono noblistkę i światowej sławy reportażystę, pisarza, wychowawcę pokoleń dziennikarzy.

Polityka 31.2002 (2361) z dnia 03.08.2002; Groński; s. 87
Reklama