W Monrowii (Liberia) i Freetown (Sierra Leone) urzędnicy portowi biorą wszystko, jak leci, ale już w Konakry (Gwinea) wybrzydzają. Kraj jest mniej zniszczony niż pozostałe, więc urzędnicy się cenią: służby portowe zostawiły karteczkę, że poza 60 litrami oleju cylindrowego, koniecznie w oryginalnych opakowaniach - przecież wiadomo, że biali kantują i dają olej zużyty - należą się jeszcze 2 beczułki z białą farbą po 25 litrów każda, naturalnie w oryginalnych opakowaniach, 2 kartony piwa i 2 kartony soft-drinków. Wszystko z dostawą natychmiast. W afrykańskich portach łapówki trzeba dawać wszystkim i na każdym kroku. A i tak cię na dokładkę okantują.
- My kupujemy prowiant specjalnie na odprawy w portach Afryki Zachodniej - powiada chief pokładowy z niemieckiego kontenerowca "Ubangi". "Ubangi" jest tutaj co miesiąc, załoga zna miejscowe obyczaje. "Kraków II", należący do holdingu PLO, zawitał tu przypadkowo, więc niemalże natychmiast po wejściu do portu w Monrowii na statku powiało grozą.
Przebiegli przez statek celnicy, z bundu ubyło alkoholu i papierosów. - Pastę do zębów chwytali na odchodnym - opowiada blady ze złości kapitan.
Przeszła inspekcja sanitarna przez kuchnię, ulotniły się mrożone kurczaki.
Polityka
4.1999
(2177) z dnia 23.01.1999;
Na własne oczy;
s. 92