Stronnictwo ma w Lubelskiem 23 tys. ludzi, to więcej, niż liczy Unia Wolności w całym kraju. Niektóre gminy mają na stanie nawet 400 ludowców. PSL ulokował swoich starostów w 21 z 24 lubelskich powiatów. W tych pozostałych ludowcy też mają fotele w zarządach. – Nie zmieniliśmy naszego złego zdania o powiatach – mówi Jan Łopata z PSL, starosta lubelskiego powiatu ziemskiego – ale skoro już są, to trzeba nimi dobrze rządzić, dlatego my to robimy. Blisko 80 proc. gminnych władz cieszy się „bezpośrednim poparciem PSL”, jak to ujmują sami działacze. Korzystają na rozpadzie AWS i przechwytują tych, którzy nie mieli się gdzie w nowym układzie podziać. To typowa taktyka całego PSL: cierpliwie zbierać politycznych rozbitków, obiecywać wpisanie na wyborczą listę, sugerować poparcie, ale bez żadnych zobowiązań. W ten sposób w całym województwie zwiększyli liczbę radnych powiatowych z początkowych 220 do niemal 300.
Prezes przyjmuje w poniedziałki
Mają też ludowcy w Lubelskiem prezydentów miast, jak choćby w Dęblinie, ich jest marszałek sejmiku wojewódzkiego. Ostał się jedynie Lublin, gdzie Stronnictwo nie ma żadnego radnego. – Nigdy dotąd nie walczyliśmy na serio o sam Lublin – mówi Zdzisław Podkański – i to miasto zaczyna ginąć, jest źle zarządzane. Zrobienie porządku w Lublinie to jeden z moich ostatnich dużych celów na stanowisku prezesa zarządu wojewódzkiego partii.
Działacze lubelskiego PSL odgrażają się, że gdyby to oni robili kampanię partii w Nysie przed ostatnimi prawyborami, to wynik byłby znacznie lepszy (niż 4 proc.), nawet biorąc pod uwagę tradycyjnie mniejsze wpływy ludowców na zachodzie kraju.