Archiwum Polityki

Wiosenne porządki

Powiedzonko „byle do wiosny” pochodzi chyba z czasów, kiedy wyczerpywały się zasoby zgromadzone na zimę i na przednówku bywało głodno. Dziś pory roku poszły w zapomnienie, przynajmniej w dziedzinie kulinarnej. Nikt już nie rozumie sensu przepięknej piosenki śpiewanej przez starszych panów „Addio pomidory”, bo pomidory są przez cały rok, podobnie jak wszelkie inne owoce i warzywa nazywane kiedyś nowalijkami – pędzone w szklarniach albo pod plastikiem, importowane z przeciwnej półkuli, są dostępne dla wszystkich, którzy tylko mają czym płacić.

Zostały jednak wiosenne porządki. Prace odkładane na później przez całą zimę dopadają nas w chwili, gdy na drzewach pojawiają się liście i kwiaty, oddala się groźba śniegu i nie ma już żadnych pretekstów, żeby się wymigać od roboty.

Mnie w tym roku dopadła instalacja półki, która od lat pojawiała się w rozmowach, potem nabrała konkretnego kształtu – trzeba ją było przyczepić pod sufitem, by pochłonęła dziesiątki przedmiotów zawalających bibliotekę. Te przedmioty to różne trofea zawodowe i niezliczone pamiątki, i podarunki z różnych dalekich podróży – rzeczy do niczego nieprzydatne i zwykle nie tak urodziwe, aby je eksponować, a znów nie dość brzydkie, żeby je od razu wyrzucić. Zebrane razem na półce mają szansę stworzyć nową wartość. Jeśli ilość przechodzi w jakość, jest szansa, że to jakoś będzie wyglądało.

Przystąpiliśmy siłami rodziny do wiercenia dziur w ceglanej ścianie. To wymaga trzymania śmietniczki, bo spod wiertła płynie strużka gruzu. Dalej trzeba nawiercić dziury w desce, potem wbić stalowe pręty w dziury w ścianie, a następnie trafić w dziury w półce. Operacja trwa kilka godzin, obejmuje gruntowne sprzątanie i kończy się triumfalnym ustawianiem plakietek, statuetek, kamieni, wazoników, ramek itp.

Polityka 18.2001 (2296) z dnia 05.05.2001; Zanussi; s. 89
Reklama