Nalepka „HD Ready” na telewizorze jest ważna, bo świadczy, że ten telewizor wyświetla obrazy cyfrowe. Cena jest wyższa, ale warto, bo daje kolosalną różnicę w odbiorze – zachęca sprzedawca. Zatem kupujemy, siadamy przed ekranem i stwierdzamy, że istotnie widać jakby lepiej (trudno tego nie przyznać, skoro się wydało tyle pieniędzy). Ale czy naprawdę lepiej? Z prawdziwym HD nie ma to nic wspólnego, bo programy telewizji wysokiej rozdzielczości nie są przez polskie stacje nadawane. Można próbować odbierać je z satelity, ale wymaga to zachodu i wydatków na dodatkowe urządzenia, a przy tym dostępnych audycji jest jeszcze niewiele.
Bez kompleksów – telewizyjny efekt placebo występuje nie tylko w Polsce. Produkująca sprzęt HD firma Scientific-Atlanta przeprowadziła niedawno badanie wśród Amerykanów, którzy kupili odbiorniki przystosowane do telewizji wysokiej rozdzielczości. Mimo że Stany Zjednoczone są najbardziej zaawansowane na świecie w tej technologii, aż 49 proc. nabywców nie zainteresowało się nawet, czy na ich terenie sygnał HD jest osiągalny, 18 proc. nie miało pojęcia, że oprócz telewizora potrzebny jest dodatkowy sprzęt. Spora grupa zadowolonych posiadaczy nowych telewizorów HD uległa złudzeniu, że obraz się zdecydowanie poprawił, i była przekonana, że ma w domu telewizję wysokiej rozdzielczości.
Sprzedawca mówi prawdę – telewizja HD jest istotnie cyfrowa (choć Japończycy, którzy są jej pionierami, zaczęli od wersji analogowej), panoramiczna (proporcje ekranu 16:9 dają szerszy kąt widzenia niż dotychczasowe 4:3) i towarzyszy jej wielokanałowy dźwięk. Jeśli się obejrzało prawdziwą telewizję HD, to nie sposób pomylić ją ze standardową namiastką. Krystalicznie czysty obraz, wierne kolory, wyraźne detale dają wrażenie pełnego zanurzenia w wykreowanej na ekranie rzeczywistości.