Trzy lata temu do Jerzego Skrzypczyka, perkusisty i lidera zespołu, zadzwonił telefon, a miły głos zapytał, czy Gitary nie chciałyby dla Telewizji Trwam nagrać kilku piosenek. Dlaczego nie, pomyślał, w repertuarze mieli piosenki o dobroci międzyludzkiej, choćby „Kraj na łąkach snu” czy „Ave Maria” odśpiewana podczas wizyty Jana Pawła II. Do Torunia pojechali i miło się rozczarowali, choć grali za darmo, a scenariusz programu nie był arcydziełem. Za to w studiu doskonały sprzęt, obok studia wygodny hotel, a w hotelowej lodówce, na specjalnej osobnej półce, pełne zaopatrzenie. Ojcowie gospodarze sami zaproponowali repertuar i grzecznie poprosili, żeby podczas nagrania nie mieć w uszach kolczyków. – Nagrań z sesji nigdy nie usłyszałem – przyznaje Skrzypczyk, który materiał co prawda otrzymał, ale bez fonii. Ojca dyrektora nie udało mu się osobiście ani usłyszeć, ani zobaczyć.
– W Telewizji Trwam jesteśmy gwiazdami – cieszy się Skrzypczyk, kiedyś schowany w cieniu Klenczona i Krajewskiego, dziś na samym przodzie jako żywa legenda, twórca linii artystycznej i mózg przedsięwzięcia. Ludzie przychodzą, odchodzą, a życie toczy się dalej, powiada.
Dwaj założyciele grupy – Henryk Zomerski i Jerzy Kossela – odeszli jeszcze w latach 60. Mimo to Gitary, napędzane talentem Krzysztofa Klenczona i Seweryna Krajewskiego, stały się zespołem nr 1 w Polsce. Gdy w 1971 r. odejście Klenczona wydawało się ciosem śmiertelnym, karierę Gitar pociągnęła do przodu osobowość Krajewskiego. Gdy w 1997 r. odchodził Krajewski i wydawało się, że nie ma ratunku, perkusista Skrzypczyk i basista Bernard Dornowski ogłosili, że zespół to oni. A kiedy ze względu na zły stan zdrowia odszedł także Dornowski, ster przejął ostatni na pokładzie – Skrzypczyk.