Przez 10 dni po nominacji jedynym sygnałem, jaki wysłał opinii publicznej, była zmiana niekonwencjonalnej fryzury. Rynkiem wstrząsały niepokoje, złotówka spadała, a Grzegorz Kołodko milczał. I nie było zgody, jak rzecz całą interpretować.
– To showman i socjotechnik – przekonywał Władysław Frasyniuk, szef UW. – Znowu zaczął swój teatr. Milcząc podtrzymywał niepewność, to prosty zabieg socjotechniczny. Przecież nie odłożył dyplomu, a wraca jako bohater Samoobrony.
Rzeczywiście, podczas gdy wicepremier milczał, dały się słyszeć budzące wśród ekonomistów grozę wypowiedzi Stanisława Łyżwińskiego, że linia Kołodki jest zgodna z linią Samoobrony, zapewnienia Andrzeja Leppera o poparciu czy też sygnały od Ligi Rodzin Polskich, że kandydatura jest dla nich interesująca. Napięcie rosło.
– A może się zmienił? – zastanawia się Henryka Bochniarz, prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych, czerpiąc tę nadzieję ze starożytnej maksymy, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. – Zwykle był niecierpliwy, słowo wyprzedzało myśl. Kiedyś od razu pobiegłby do mediów. Może milczał, bo chciał wszystko gruntownie przeanalizować?
Tak czy inaczej było to mocne entrée, a takie – w zgodnej opinii – Grzegorz Kołodko lubi najbardziej. Gdy wreszcie przemówił, w pierwszych komentarzach uznano, że milczenie faktycznie musiało być obliczone na efekt, bo to co powiedział wymagało co najwyżej dwudniowego namysłu.
Same wypowiedzi nie były efektowne, przeciwnie, spokojne i ogólnikowe. Ci, którzy oczekiwali wstrząsającego rynkiem spektaklu, mogli się poczuć zawiedzeni. Nie sprawdziły się też oczekiwania, że od razu nastąpi ostre starcie z Radą Polityki Pieniężnej.