Archiwum Polityki

Strach nie leczy

Powiem wprost: stosuję hormonalną terapię zastępczą. Zdecydowałam się na nią pod wpływem argumentacji profesora medycyny, któremu ufam. Przestrzegam standardów: regularne badania krwi, mammografia, cytologia. Dzięki temu wiem, że przynajmniej od strony ginekologicznej nic złego w moim organizmie się nie dzieje.

Należę do 8 mln Polek w wieku okołomenopauzalnym. Tylko około 600 tys. (8 proc.) z nas stosuje HTZ. Tym, co nas wyróżnia, jest wyższe (a przynajmniej średnie) wykształcenie, duża aktywność życiowa i zawodowa, wreszcie apetyt na wysoką jakość życia, a nie tylko na jego bierne trwanie.

Dr Czajkowska-Majewska zamiast terapii hormonalnej proponuje nam terapię strachem i „powrót do natury”. Ile z nas pod wpływem jej sugestywnej argumentacji wpadnie w przerażenie, odrzuci terapię, uzna, że zostały oszukane i grozi im rychła śmierć na własne życzenie? Zapewne będą takie osoby. Ja do nich nie należę. Postaram się uzasadnić, dlaczego nie ulegam panice.

Dar cywilizacji

Po pierwsze: nieprawda, nawet bardzo sugestywna, nie zmienia się w prawdę pod wpływem efektownego opakowania.

Nasze długie życie po menopauzie, czyli wygaśnięciu zdolności do przedłużania gatunku, jest rzeczywiście wspaniałym darem, ale nie natury, nie ewolucji – jak pisze dr Czajkowska! Jest to dar nowoczesnej medycyny i cywilizacji, czyli wyższego poziomu życia. Życie „zgodne z naturą” kończyło się niegdyś dla większości kobiet w wieku trzydziestu–czterdziestu lat, często w kolejnym połogu. Sto lat temu tylko co trzecia Europejka przekraczała pięćdziesiątkę, a obecnie dwie trzecie obchodzą osiemdziesiąte urodziny. Polki żyją nieco krócej (średnio 77 lat), ale i tak trzecia część naszego życia rozgrywa się po przekroczeniu granicy zdolności reprodukcyjnych. Prawie połowa z nas jeszcze pracuje, wiele jest u szczytu swoich możliwości zawodowych. Nie wszystkie jednak mogą realizować swoje życiowe i zawodowe aspiracje, ponieważ przeżywają mnożące się kryzysy zdrowotne.

Dr Czajkowska zaleca nam zdrowy tryb życia. Jestem za, ale od dzieciństwa, bo zmiana nawyków dopiero po pięćdziesiątce wydaje mi się mało prawdopodobna.

Polityka 30.2002 (2360) z dnia 27.07.2002; Społeczeństwo; s. 72
Reklama