Uff! jak gorąco, puff! jak gorąco – lipcowy żar dojechał lokomotywą z wierszyka Tuwima. Pozostając przy mowie wiązanej: jest tak jak u Gałczyńskiego – upał, że nawet anioł by tupał. Zdarzają się sytuacje trudne do przewidzenia. To Minkiewicz:
Nie zdziw się, jeżeli głupiec
Nagle coś mądrego powie,
Przecież takie są upały,
Że wysycha woda w głowie.
Może przed wojną wysychała. Dzisiaj nie ma co liczyć na niespodziewanie rozumne wypowiedzi. Wszystko w normie, żadnych zaskakujących przypadków. Tylko w anegdotce typek zwraca się do typka z pytaniem:
– Bardzo przepraszam, czy przypadkowo nie jest pan synem Rabinowicza?
– Jestem. Ale nie wiedziałem, że przypadkowo.
Zastanawiałem się, dlaczego kolory zdarzeń zszarzały. Z pomocą przyszły mi rozważania Pawła Hertza; spełniającego się w niepisaniu. Za to jak już coś napisał arcykapryśny poeta, tłumacz, eseista – to trwa w pamięci, po latach zachowuje ważność. Hertz w jednym ze szkiców stwierdził, że na stryszku tradycji muszą znaleźć się określenia – „których odległe nawet przypomnienie sprawi, że dwaj ludzie w tej tradycji wychowani, gdy tylko je usłyszą, od razu wiedzą, o czym mowa”. Po czym następują przykłady dożylnych określeń. A więc „My wszyscy z niego” – Krasiński o Mickiewiczu. „Świątynia bez Boga” – Mickiewicz o Słowackim. „Serce nienasycone” – Piłsudski o Żeromskim. „Orzeł wypchany i nigdzie nie poleci” – Wyspiański o Asnyku.
Czy mamy określenia i definicje pozwalające na błyskawiczną identyfikację – w jakiej tradycji wychowany był ten, który ich użył, czy zdołaliśmy przechować słowa-klucze i rozświetlające mrok symbole?