Na temat źródeł kryzysu istnieje wiele prawdopodobnych hipotez. Warto poważnie o nich dyskutować, ale nie należy liczyć, że będziemy umieli dokonać zupełnie trafnej oceny, nim ten kryzys się skończy. A kiedy on się skończy, też niestety nie wiemy. Podobnie jak nie wiemy, jaki będzie jego dalszy przebieg, kto na nim straci, a kto zyska i jak wielkie będą ewentualne straty.
W bikini na krze
Kryzys to nie jest koniec świata. Ale może być dla niektórych. Dla tych, którzy nie chcą przyjąć go do wiadomości. Tak czy inaczej każdy z nas będzie się musiał dostosować do nowej sytuacji. Zapewne trzeba będzie zmieniać zachowania i plany, w miarę jak sytuacja będzie ewoluowała. Prawdopodobnie nie raz i nie dwa razy. Tego typu logikę zaprezentował w Sejmie minister Jacek Rostowski, zapowiadając możliwość jakiejś nowelizacji budżetu w bliżej nieokreślonym czasie. Była to jedyna rozsądna odpowiedź na pytanie o realność rządowych założeń finansowych. Bo gdy świat staje się tak niepewny i nieobliczalny jak teraz, jedyną rozsądną postawą jest czujna elastyczność i szybkie reagowanie.
Jeżeli w związku ze światowym kryzysem coś mnie naprawdę w Polsce niepokoi, to ostentacyjna niechęć klasy politycznej do uznania, iż lato się skończyło i zaczynają się mrozy. Można się oczywiście nocami opalać w bikini nad skutym lodem Bałtykiem. Tylko po co, skoro wystarczy się ubrać, by mróz stał się mniej groźny. Z kryzysem jest podobnie. Da się przeżyć, ale pod warunkiem, że zaczniemy się zachowywać w sposób odpowiedni do nowej sytuacji. A w Polsce politycy wciąż podniecają się nie tym, co powinno dzisiaj podniecać.
Czy zauważyliście Państwo jakąkolwiek zmianę w zachowaniu prezydenta, premiera, liczących się polityków, z której można odczytać, iż zmieniła się pogoda, więc trzeba gacić chatę i wyciągnąć walonki?