Archiwum Polityki

Rabin z języczkiem

Ironia historii: polityka Izraela, stworzonego przez świeckich Żydów z Europy Wschodniej, coraz bardziej zależy od populistycznej partii religijnej Szas, kierowanej przez chytrego gracza Owadię Josefa.

Tsunami przewalające się przez światowe giełdy i budzące trwogę setek milionów drobnych ciułaczy nie dociera do domu 88-letniego rabina Owadii Josefa w Jerozolimie. Dla urodzonego w 1920 r. w Bagdadzie Uczonego w Piśmie (to tylko jeden z jego licznych tytułów) istnieją tylko sprawy znacznie ważniejsze. Na przykład mieszkania socjalne dla uczniów jeszybotów, wyższych szkół rabinackich, lub dodatek kilku szekli na każde dziecko rodzące się w pobożnych żydowskich rodzinach, gdzie, jak wiadomo, co rok prorok.

Sędziwy rabin, niczym reżyser teatru marionetek, trzyma na sznurku partię Szas – języczek u wagi w Knesecie, ugrupowanie niezbędne przy formowaniu kolejnych izraelskich rządów. Teraz z Szasem rozmawia Cipi Liwni, kandydatka na szefa gabinetu z ramienia centrowej partii Kadima. Oto jak rabin kieruje swoją partią: na początku października dzwoni do niego Eli Jeszay, przewodniczący Szasu. Zawiadamia, że rozmowy koalicyjne utknęły w martwym punkcie. „Cierpliwości” – odpowiedział Owadia Josef – „rokowania z Partią Pracy także wiszą na włosku, bo jej przewodniczący Ehud Barak domaga się prawa wyłączności w rozmowach z Syrią. Na takie żądanie żaden zdrowo myślący szef gabinetu nie może wyrazić zgody”. Po czym rabin Josef odwiesił słuchawkę. Nawet przewodniczący Szasu nie wiedział, że tego dnia na biurko Uczonego w Piśmie trafił list szefa opozycji Beniamina Natanjahu. Bibi zapewniał adresata, że jeśli rozmowy koalicyjne spalą na panewce, a powszechne wybory przyniosą mu zwycięstwo, Szas będzie miał zapewnioną pozycję uprzywilejowanego partnera w jego gabinecie.

Pismo Beniamina Natanjahu to pewnego rodzaju polisa ubezpieczeniowa dla Szasu, aczkolwiek nic nie wskazuje na to, że z niej skorzysta. Najprawdopodobniej Cipi Liwni uda się stworzyć rząd, kontynuację obecnego.

Polityka 42.2008 (2676) z dnia 18.10.2008; Świat; s. 92
Reklama