Archiwum Polityki

Rana pamięci

Rozmowa z Atomem Egoyanem, reżyserem „Araratu”, o tragedii Ormian

Zagłada półtora miliona Ormian, o której opowiada prezentowany na ostatnim festiwalu w Cannes film „Ararat”, to jedna z najbardziej wstydliwych tajemnic XX w. Zrobił pan ten film, aby przypomnieć światu o zapomnianej tragedii?

„Ararat” mówi o traumie kilku pokoleń Ormian żyjących w diasporze. Zbrodnia, która rozegrała się ponad sto lat temu, nie tylko odebrała życie setkom tysięcy ludzi. Jej destrukcyjny wpływ polega na zachwianiu poczuciem tożsamości całego narodu. Na odebraniu tym, którzy przeżyli, duchowej siły, na złamaniu ich wiary w człowieczeństwo. W tym sensie jest to film współczesny, a nie tylko historyczny.

Wymordowanie dwóch trzecich ormiańskiej populacji przez Turków odbyło się przy otwartej kurtynie, bez protestów międzynarodowej opinii publicznej.

Na tym polega cynizm czasów, w których żyjemy. Można zapytać, co zrobiono, by powstrzymać okrucieństwo Czerwonych Khmerów w Kambodży? Albo dlaczego nie powstrzymano rozlewu krwi podczas wojny między plemionami Tutsi i Hutu w Afryce? Masakra 200 tys. Ormian w latach 1894–1896 nie została zauważona przez międzynarodową opinię publiczną. Efektem braku reakcji była potężna fala ludobójstwa, mająca apogeum podczas II wojny światowej.

Jak do tego doszło? Dlaczego ta rzeź była możliwa?

W sierpniu 1914 r., dzień po wypowiedzeniu przez Niemcy wojny Rosji, zawarto tajne porozumienie między Turcją a Niemcami. Zakładało ono ścisłą współpracę wojskową między obu krajami. Niemieccy dowódcy mieli decydujący wpływ na podejmowanie strategicznych decyzji w tureckiej armii. Niespełna rok później, w maju 1915 r., rząd turecki wydał rozporządzenie o przymusowej deportacji ludności ormiańskiej ze wschodniej Anatolii.

Polityka 28.2002 (2358) z dnia 13.07.2002; Kultura; s. 52
Reklama