Dla marszałka Sejmu sprawą najważniejszą jest jakość stanowionego prawa. Muszą więc istnieć instrumenty i procedury, które będą nas chronić przed prawem złym. Ostrzeżeniem są tu ostatnie cztery lata, kiedy panował natłok projektów przypadkowych, najczęściej poselskich, i nieuzgodnionych z rządem, a nawet przeciwnych polityce rządu. Sytuację wyjściową mamy lepszą niż nasi poprzednicy: koalicja rządowa wydaje się być mocniejsza i bardziej zdyscyplinowana. Mimo to przywrócenie komisji ustawodawczej jest rzeczą ważną. Nie zastąpi jej biuro legislacyjne. Urzędnicy-legislatorzy, nawet jeżeli mają rację, ulegają presji tych, którzy mają poselskie mandaty. Posłowie z komisji ustawodawczej współuczestniczący w przygotowaniu każdej ustawy stanowią więc tarczę ochronną przed psuciem prawa. Równie ważne są zmiany w regulaminie Sejmu polegające na tym, że w każdym momencie procesu ustawodawczego można projekt cofnąć do komisji, czyli raz jeszcze otworzyć prace nad nim (obecnie po drugim czytaniu nie jest to możliwe). Chciałbym więc wyeliminować ten tak często funkcjonujący w minionych latach zwrot: Sejm wprawdzie ustawę zepsuł, ale poprawi się ją w Senacie.
Rozpoczynającą się kadencję Sejmu określam jako europejską. To jest kolejne wielkie wyzwanie. W procesie integracji (ma on w tym parlamencie także przeciwników i to dobrze, gdyż muszą oni równoprawnie uczestniczyć we wszystkich dyskusjach) datą przełomową będzie referendum. Do tego czasu parlament ma do wykonania wielką pracę: uchwalenie dalszych ustaw dostosowujących polskie prawo, przygotowanie obserwatorów w Parlamencie Europejskim (pojawią się oni tam jeszcze przed ratyfikacją traktatu) i ordynacji wyborczej do niego, zacieśnienie kontaktów z parlamentami krajów UE, które będą ostatecznie ratyfikować traktat.